Archiwum kategorii: Widziane z Paryża 2020

Widziane z Paryża 11/2021

Czytelnik pyta o próby penetracji naszego Radia Wolna Europa przez „czerwone wywiady”; ponownie stwierdzę, że podobnie jak szef polskiej ewaluacji RWE, „dwójkarz” Kazimierz Zamorski uważam, że ciężkim błędem USA było przekazanie radiostacji: Radio Swoboda i Radio Wolna Europa z rąk CIA w ręce Kongresu USA! Nie mogę pozbyć się wrażenia, że pewne osoby z Radia Swoboda, osoby na kluczowych stanowiskach w biurach naszej radiostacji – były agentami ZSRR!

Przypomnę też, że pod koniec istnienia naszych radiostacji dyrektorem naszej polskiej rozgłośni RWE został mój osobisty wróg, Piotr Mroczyk – jak się o wiele lat później okazało, agent „czerwonych służb”; do dziś nie wiem, jak do kariery Mroczyka w naszym Radiu mogło dojść – co i kto (?) się za tym krył. Bardzo podejrzana i dziwna sprawa; nie wiem, czy CIA ją wyjaśniło do końca…

Co do nasyłania na nasze paryskie biuro agentów – to już wiele o tym pisałem. Pokrótce przypomnę jedną sprawę. Pewnego dnia rano, gdy wychodziłem do pracy, do mojego prywatnego paryskiego mieszkania zgłosił się jakiś facet dopiero co przybyły z Polski z listem polecającym od swej ciotki – „znanej warszawskiej hrabiny”. Oświadczył mi, że przyjechał by mi zaproponować  stworzenie w Polsce specjalnej sieci informatorów, mogących przekazywać RWE informacje o takich czy innych poczynaniach władz PRL. Odprowadził mnie z mego mieszkania na Pola Elizejskie 33, to jest aż do mego radiowego biura. Do owego biura go nie wpuściłem; spławiłem go, wyczuwając prowokację…

Ale niestety mój radiowy kolega Tadeusz Parczewski, choć był byłym „Dwójkarzem”, gdy się, tenże przeze mnie  spławiony, facet doń zgłosił – uwierzył mu i nawet dał mu posadę rozwoziciela po odwiedzanych przez przyjezdnych z Europy Wschodniej hotelach, książek dysydentów (w językach: polskim, węgierskim, rumuńskim, czeskim, itd., itd.). Totuś Parczewski dał nawet temu facetowi przy tej pracy rozprowadzania książek antykomunistycznych stałą posadę! Lecz po roku facet oświadczył, że emigruje do USA, bo tam „znajdzie lepszą pracę”, że ma w USA krewnych i przyjaciół. Pewnego dnia Parczewski i jego zespół z szampanem” odprowadzili tego faceta na dworzec, z którego miał on rzekomo udać się do jakiegoś portu wziąć tani statek do USA; pożegnanie ponoć było miłe i nawet czułe! Ale po dwóch dniach prasa PRL doniosła, że ten człowiek wrócił do Polski i opowiedział wiele o swej pracy dla „Wolnej Europy” – „opluł” Parczewskiego i – także – mnie.

Totuś Parczewski, który temu facetowi głupio i niezgodnie z obowiązującymi nas, pracowników Radia Wolna Europa, procedurami pomógł – z pracy w RWE z miejsca „wyleciał”. Na szczęście właśnie zwolniła się posada dyrektora założonego przez mego ojca i jego ludzi Domu Spokojnej Starości Polskiego Funduszu Humanitarnego w Lailly-en-Val koło Orleanu – i daliśmy tę posadę Parczewskiemu.

Tyle na razie.

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 10/2021

Kazimierz Zamorski – szef wydziału ewaluacji Radio Free Europe, badającego poufne wiadomości z Polski i raporty naszych korespondentów informacyjnych (takich, jak np. ja – szpiegów, jak głosiła propaganda PRL) – mocno podkreślał, że przejęcie, ze względów politycznych, Radia Wolna Europa przez Kongres USA – było poważnym błędem… CIA dużo mądrzej, niż „politykierzy” z Kongresu zarządzała naszym radiem… Za rządów CIA nie doszło by do takich skandali, jak np. powierzenie dyrekcji Rozgłośni Polskiej RWE związanemu ze Służbą Bezpieczeństwa PRL Piotrowi Mroczykowi. Na krótko przed swą śmiercią, czyli przed wielu już laty, Zamorski mówił mi, że sprawa ta „nie jest do końca wyjaśniona”…

Zamorski przed swą, dość nagłą jednak śmiercią, pisał książkę o wysoce pozytywnej roli CIA w życiu naszego Radia; zapewniał mnie, że ma bardzo źródłowe materiały na ten temat (np. amerykańskie). Stawiam pytanie, co się po zgonie Zamorskiego z tymi materiałami stało…Skądinąd Zamorski – spec także od ewaluacji reakcji krajowego społeczeństwa na audycje polskiego Radia Wolna Europa – był zdania, że słuchaczy w kraju o wiele bardziej interesowały informacje zdobywane przez nas – korespondentów informacyjnych Rozgłośni Polskiej RWE, od, nawet czasem świetnych, komentarzy naszych niekiedy bardzo wybitnych dziennikarzy

Kończąc dodam, że gdy idzie o polskie władze, to jakoś – ku zdumieniu pewnych, dość wysoko postawionych Francuzów – zupełnie się mną, chorym na serce z powodu zastraszania przez SB i osobami takimi jak ja – nie interesują; oburzało to np. słynną pisarkę Teresę Torańską, która ponoć rozmawiała na ten temat z jakże wybitnym Mariuszem Kubikiem – znakomitym opiekunem mej twórczości, wysokiej klasy politologiem!…

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 9/2001

Nawiązuję dziś do mego poprzedniego dziennika. Autentycznie chcieli służyć Polsce dwaj najwyższej klasy ludzie: bardzo mi bliski Józef Hutten Czapski oraz Edward Raczyński – który mawiał, że mego ojca odziedziczył po swym bracie Rogerze. Edward Raczyński, w pewnym okresie prezydent RP na Uchodźstwie w Londynie, niewątpliwie był szefem  klanu wielkich polskich dyplomatów… Umiał przezwyciężać i  wybaczać tym czy  innym polskim emigracyjnym politykom, ich – jak mawiał w gronie swych ścisłych  przyjaciół – idiotycznie chamskie i prymitywne i nieco chamskie zażarte kłótnie. Twierdził, że polskie spory polityczne wynikały z niskiego poziomu intelektualnego wielu naszych polityków; a tak mi bliski Józef Czapski mówił mi, że niestety  nieraz poziom intelektualny polskich polityków szwankuje. Że często to ludzie

dość jednak prymitywni. Dodawał, że wysoko ceni Edwarda Raczyńskiego, dalej: mego ojca i rzecz jasna jakże mu bliskiego Jerzego Giedroycia…

Z kolei nawiążę do problemu polskiego przedwojennego MSZ-tu. Ojciec nie  mógł zrozumieć, czemu mądry Piłsudski naszą politykę zagraniczną powierzył Józefowi Beckowi a dowództwo armii Rydzowi Śmigłemu?… Uważał, że ci dwaj ludzie ponoszą odpowiedzialność za to co we wrześniu 1939 zaszło! Ale mój ojciec dżentelmen „na 102” nie chciał  tego uwydatniać; uważał że dżentelmen nigdy nie pluje na tych, co przegrali; sam będąc wyrzucony dość po chamsku z MSZ-tu przez Becka, uważał, że gdy ten całkiem przegrał polską sprawę, nie wypada by on, Kajetan Dzierżykraj Morawski opluwał Becka.

Ojciec mój mawiał, że w „beckowskim” MSZ-cie byli co najmniej dwaj ludzie którzy rozumieli sytuację i widzieli błędy Becka i Rydza. Ci ludzie to, jakże mądry (o ile się nie mylę, dyrektor polityczny MSZ-tu (?) ) Potocki oraz wiceminister Arciszewski. Później, o ile się nie mylę, już w czasie wojny poseł RP w Argentynie!

Potocki – człowiek zdaniem mego ojca bardzo mądry – był później, już za czasów rządu emigracyjnego posłem RP w Madrycie, generał Franco uznawał nasz rząd na wygnaniu w Londynie chyba do roku 1956. Ja kilkukrotnie odwiedzałem w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych  posła Potockiego  w jego biurach w Madrycie. Ten tak kulturalny i mądry człowiek swego czasu ostrzegał Rząd RP na początku roku 1944 przed wybuchem powstania w warszawie; Potocki w rozmowie ze mną w Madrycie na początku lat pięćdziesiątych z oburzeniem mówił o tym, że pod koniec lat trzydziestych Marszałek Śmigły Rydz obsesyjnie walczył z „defetyzmem”. Dobrze wiedzącego, „ku czemu  szło” Stanisława Cata-Mackiewicza posłał co prawda na krótko do Berezy Kartuskiej… Potockiego oburzała cała beckowsko-rydzowska „propaganda sukcesu”, hasło: „jesteśmy silni-zwarci-gotowi”, „nikt nam nie zrobi nic bo z nami nasz dzielny wódz, marszałek Śmigły Rydz”.

Dodam tu, że mój ojciec w Paryżu na emigracji mawiał, że prezydent Mościcki „czuł pismo nosem” wiedząc, że trzeba grać na zwłokę; że wojna to szybka klęska. Tak, według  mego ojca Mościcki był inteligentem z prawdziwego zdarzenia a przedwczesna śmierć Piłsudskiego, „człowieka z głową na karku” – była dla Polski nieszczęściem!

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 8/2021

Czytelnik pyta: w polskich sporach politycznych po czyjej jest pan stronie?

W ślad za mym  ojcem  odpowiadam:  jestem  po stronie Polski. Jak wiadomo, mój ojciec mając, o ile się nie mylę, trzydzieści kilka lat, był podsekretarzem  stanu  i kierownikiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych w obalonym w zamachu majowym rządzie Witosa. Jednak po kilku latach wrócił do MSZ-tu jako podsekretarz stanu – a to za zgodą Piłsudskiego, ale po kilku latach Piłsudski odebrał stanowisko ministra spraw zagranicznych Zaleskiemu i powierzył, co nota bene było kolosalnym, mającym ponure następstwa błędem, Józefowi Beckowi – a Beck z miejsca mego ojca z MSZ-tu wyrzucił przenosząc go na emeryturę z cofnięciem w tył jego stopnia służbowego… Jakiś czas później minister stanu i wicepremier wziął mego na ojca wiceministra skarbu na tym stanowisku.

Wielu naszych krewnych oburzało się na mojego ojca, że on – ofiara zamachu majowego – jednak później flirtował z  obozem piłsudczykowskim. Ojciec odpowiadał, że pragnie służyć nie tym czy innym, lecz Polsce.

Ojciec mój tego na zewnątrz nie mówił, ale uważał Becka za durnia. Po wojnie się na ten temat nie wypowiadał; mówił, że dobre maniery nie pozwalają mu „pluć” na Becka! Jednak w bardzo prywatnych rozmowach mawiał, że – rzecz jasna – Józef Beck w roku 1939 zupełnie nie rozumiał sytuacji, naiwnie wierzył zapewnieniom Marszałka Rydza Śmigłego że nasza armia przez co najmniej kilka miesięcy zdołała zatrzymać atak armii Hitlera, doczekać się pomocy z Zachodu: atakowania przez Francję i Anglię „linii Zygfryda” – zaatakowania Niemiec przez owych naszych zachodnich aliantów.

Beck nie wierzył też w to, że Hitler dogada się ze Stalinem… Ta niewiara była wielkim osiągnięciem radzieckiego wywiadu, ale to już inny, złożony problem. W MSZ-cie było kilku mądrych ludzi, którzy wiedzieli, że koniecznością było grać na zwłokę, oddać Gdańsk Hitlerowi itd., itd. Ale ludzie ci nie mieli nic do gadania; Beck zrozumiał, jak to opowiadał memu ojcu naoczny świadek, że popełnił historyczny błąd już 5 września – gdy stało się jasne, że zapewnienia Rydza były bzdurą, że Niemcy szybko zajmą Warszawę; wtedy to Beck nagle zrozumiał, że teza: „Nikt nam nie zrobi nic bo z nami nasz dzielny wódz, marszałek Śmigły Rydz” – była bzdurą!…

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 7/2021

W nawiązaniu do niedawnej podróży Franciszka do Iraku – podziwiam, przecież bardzo starego, papieża, że  zdecydował się tam pojechać!

To piękny akt solidarności z żyjącymi tam chyba od czasów apostolskich i tak bardzo tam prześladowanymi  chrześcijanami!  Duża   część  tamtejszych  chrześcijan  już w obliczu krwawych   islamskich prześladowań Irak już opuściła!

Podkreślę, że nie od dziś tam, na Bliskim Wschodzie, wielce czynny jest nasz ukochany Szpitalniczy i Rycerski Zakon Maltański! Owo wyganianie stamtąd  przez  Państwo Islamskie chrześcijan, obecnych tam od wieków – to sprawa wielkiej wagi!

Jedno pewne: owa zbrodnicza organizacja o nazwie „Państwo Islamskie” stanowi – i to nie tylko dla Iraku – poważne zagrożenie. Ma ona swych świetnie zakonspirowanych zwolenników nawet w wielu krajach Europy! Np. kraje skandynawskie oraz np. Niemcy – mają „poważne kłopoty” z tymi, osiadłymi tam muzułmanami. Tu we Francji oraz np. w Belgii, mniejszości muzułmańskie stanowią, zdaniem specjalistów od tych spraw, duży problem. Są w pewnej swej części pod wpływem Państwa Islamskiego! Nie można wykluczać, że kiedyś znowu pokażą swe terrorystyczne „zęby”; rzecz jasna, że nie wszyscy muzułmanie (np. Europy Zachodniej) ulegają propagandzie skrajnych islamistów.

Tyle na dziś w związku z tą odbytą niedawno podróżą Papieża Franciszka do Iraku, o tej złożonej i – powiedziałbym – jednak skomplikowanej sprawie. Kończąc dodam, że, rzecz jasna, część muzułmanów Europy to ludzie rozsądni i godni szacunku, wrodzy islamskim terrorystom.

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 6/2021

Raz  jeszcze podkreślam, że naprawdę kocham  miasto  Kościan – tak  od dawna związane z mą rodziną Dzierżykraj-Morawskich. W roku, o ile się nie mylę, 1870 (?) mój przodek,  Kajetan Morawski, poseł na sejm pruski,  sfomułował swe, dziś już zapomniane ale niegdyś słynne, „punkty kościańskie”! Szło, o ile pamiętam o to, by polscy kandydaci na Sejm pruski zobowiązywali się  do obrony praw Kościoła katolickiego… Zapewne więcej niż ja  na temat tych „punktów kościańskich” i  ich roli oraz echa – wie świetny znawca dziejów  naszej części Wielkopolski, słynny  pisarz i dziennikarz, mój przyjaciel Jerzy Zielonka!

Z kolei odnotuję, że Dzierżykraj – Morawscy od czasów króla Stanisława Leszczyńskiego byli „na 102” pro-francuscy. U Morawskich w jurkowskim dworze, o ile wiem, czasem bywali  ci lub inni wybitni Francuzi – m.in. z powodów takich, że mój ojciec,  Kajetan  Morawski,  był jesienią 1943 roku pierwszym z wszystkich ambasadorów akredytowanych przy, właśnie wtedy  stworzonym na wygnaniu w Algierze, rządzie „wolnej Francji” – fakt ten dobrze  pamiętał  generał Charles de Gaulle. Inni gauliści, pewni ważni  Francuzi też określali mego ojca mianem najbardziej profrancuskiego z ambasadorów cudzoziemskich  we Francji. Jak po śmierci mego ojca, w liście kondolencyjnym podkreśliła Generałowa de  Gaulle, Generał „wysoko cenił  mego ojca”; do dość bliskich ojca przyjaciół zaliczał się tak bliski de Gaulle’owi jego minister, Gaston Palewski! Uważam, że w Kościanie winna być ulica Generała de Gaulle’a!

Jestem  stary i mało sprawny, ale chciałbym Kościan ściśle z Francją związać; podkreślić profrancuskie postawy mego ojca a także ambasadora Chłapowskiego i wreszcie, zwanego przez cesarza Francji „czupurnym Dezyderkiem”, generała Chłapowskiego – w swej młodości oficera do zleceń Napoleona, później barona Cesarstwa Francji…

Może, powołując się na tę całą tradycję władze Kościana mogłyby zwrócić się do ambasady Francji w Warszawie a może do konsulatu w Poznaniu, zabiegając o rozbudowę współpracy gospodarczej Kościan – Francja o francuskie inwestycje w Kościanie?… Może np. Pani Iwona Jęcz  mogła by zająć się sprawą nauczania francuskiego w liceach ziemi kościańskiej – nauczania tak czy inaczej wspieranego przez  francuskie przedstawicielstwa w Polsce?…

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 5/2021

Czytelnik pyta mnie, czy czuję się w pierwszym rzędzie kawalerem maltańskim, czy polskim dziennikarzem informacyjnym, specem od pewnych poufnych wiadomości; ponoć byłem, zdaniem szefa ewaluacji tajnych polskich informacji politycznych, Kazimierza Zamorskiego, wyjątkowo dobrym zdobywcą dla RWE tajnych informacji z PRL. Zamorski, stary „Dwójkarz”, znał się na tych sprawach!

Dziś nadal z przyzwyczajenia obserwuję polską sytuację. Docieram do poufnych informacji. Dodam, że jako „zawodowy” obserwator nie jestem po niczyjej stronie.

Kocham Polskę i kocham Francję; nadal staram się opracowywać prawdziwe informacje… A to nie wszystkim się podoba!

Jak na wstępie dziś napisałem, czuję się „na102” rycerzem Zakonu Maltańskiego – kocham ten pięknie elitarny, służący cierpiącym zakon.

Tyle na dziś od ręki –  do tematu jeszcze wrócę!…

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 4/2021

Ostatnio miła rozmowa telefoniczna z mą, tak mądrą cioteczną siostrą; nie mogę jednak jakoś nawiązać kontaktu z Jerzym Zielonką  i jakże cenioną dziennikarką Teresą Masłowską.

Moje zdrowie jest nie najlepsze; mam iść na badania i także na operację oczu do doktora Jankowskiego, do jego świetnego podparyskiego szpitala. Nie mogę tego zrobić, bo jeszcze mnie nie zaszczepiono! Choć mam już prawie 92 lata, nie zaszczepiono całego naszego domu dla starców im. Świętego Kazimierza!! Jest to mym zdaniem oburzające…

Z kolei dodam, że nasz paryski dom dla starców, kierowany przez znakomite i jakże ofiarne siostry  szarytki – dom powołany do życia przez polską arystokrację np. przez Grocholskich dla polskich weteranów polskich powstań itd. – działa świetnie!

Mój ojciec, ambasador Rządu RP na Wychodźstwie w Londynie, pośmiertnie Kawaler Orderu Orła Białego, oddany przyjaciel  de Gaulle’a, wysoko ten  paryski Dom Świętego Kazimierza cenił; określał go mianem  patriotycznej pamiątki po Pierwszej Wielkiej Emigracji. Gdy ojciec mój na starość zachorował, francuskie ministerstwo spraw zagranicznych chciało w tym domu św. Kazimierza zbudować dlań specjalny apartamencik, gdzie szarytki mogłyby się ojcem mym opiekować! Ojciec odnowił i osiadł na starość w przezeń założonym wielkim domu spokojnej starości w Lailly-en-Val na wsi pod Orleanem…

Ojciec nie chciał pozostać w Paryżu; był już chory a świadomi jego przyjaźni z de Gaulle’em i ogromnych jego stosunków we Francji rodacy, bezustannie zabiegali o takie czy inne interwencje u francuskiego rządu.

W pierwszym rzędzie mój ojciec  (ale także i ja) był pisarzem (również politycznym), laureatem rożnych nagród. Tyle na razie na ten temat!

Może jednak jeszcze uwydatnię, że w drugiej połowie XIX wieku przez kilka lat w naszym Domu Św. Kazimierza mieszkał i tu zmarł na poły genialny Cyprian Kamil Norwid – niestety za jego życia współcześni  jeszcze nie dostrzegali wielkości jego pisarstwa!…

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 3/2021

Napływają już pierwsze reakcje na fakt, iż znowu pisze me dzienniki! Odzywała się na ten temat np. Virydianna z hr. Raczyńskich Reyowa – z miejsca wyjaśnię, iż jest ona obok mnie jedynym żyjącym jeszcze „dyplomatą” „ambasady” w Paryżu Rządu RP – wówczas rezydującego na wygnaniu w Londynie!

Virydiana pochwala mój powrót do pisania dzienników – bo zapewne wie, że ja – spec od zdobywania poufnych informacji – wiem nieco więcej od innych. No i że wiernie i „obiektywnie” Polsce służę. Mam „dobrego nosa”, lepiej od innych dostrzegam godzące w Polskę zagrożenia, no i że w ślad za mym ojcem, przyjacielem de Gaulle’a w pełni stawiam na przyjaźń francusko-polską.

Inny mój wierny czytelnik proszący o nie cytowanie jego nazwiska jest zdania, że me dzienniki „są politycznie ważne” – na marginesie odnotuję tu, że przed laty mój przyjaciel minister Krzysztof Skubiszewski obiecał mi, że  Ministerstwo Spraw Zagranicznych już wolnej Polski otoczy opieką byłych rzeczywistych dyplomatów byłego Rządu RP w Londynie i będzie z nimi w kontakcie! Skubiszewski opracowywał jakiś plan stałej współpracy MSZ-tu wolnej już Polski  z byłymi dyplomatami  Rządu RP na wygnaniu w Londynie. Co się stało, że planu tego nie wcielono w życie?…

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 2/2021

W kręgach polonijnych Francji ponoć dość często pada pytanie, czemu w Polsce i w innych krajach Europy brak dostatecznej ilości szczepionek?!…

Czasem pada pytanie, czy nie można by zakupić szczepionek w Rosji i w Chinach; panuje opinia, że należy ukarać urzędy Unii Europejskiej, które z niejasnych przyczyn w tej właśnie dziedzinie najwyraźniej „nawaliły”!

Czasem można też się spotkać z pytaniem, czemu np. kraje „grupy wyszehradzkiej” odpowiednich szczepionek na próbują produkować?

Poważni lekarze ponoć są zdania, że można by w ciągu kilku miesięcy owe szczepionki wyprodukować; że np. w Polsce są od tego „ponoć świetni specjaliści” (?) Narzuca się pytanie, czemu już od dość dawna nie wzięto się za ten problem? A błędy popełnione w tej dziedzinie przez Unię Europejską naprawdę wstrząsają opinią publiczną krajów Europy!

Są tacy którzy zapewne przesadnie uważają, że idzie o jakiś antyeuropejski i antyamerykański sabotaż! Niektórzy uważają wręcz, że kierownictwo Unii Europejskiej nie zdało egzaminu i kompletnie się s k o m p r o m i t o w a ł o! To tyle na dziś o tej oburzającej i ponurej sprawie.

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 1/2021

Aż trzy osoby pytają, dlaczego zaprzestałem pisania mego prowadzonego od lat dziennika. Rzecz w tym, że teraz jasno spostrzegłem, że o wiele gorzej widzę niż poprzednio. Chcę udać się do słynnego paryskiego okulisty, ale to zajmie mi trochę czasu. Będę starał się przynajmniej od czasu do czasu pisywać dzienniki, które, jak wiem, z zainteresowaniem czytuje Wirydiana Rey oraz kilka innych wybitnych osób.

Przyszłość dopiero pokaże, co to da. Na razie staram się stawić czoła tej nowej sytuacji związanej z pogorszeniem się mego wzroku. Tyle na dziś o tej, jednak kluczowej dla mnie sprawie. Okaże się dopiero, czy jestem w stanie, jak robiłem to poprzednio, utrzymać wymianę myśli z mymi przyjaciółmi.

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!… Heureuse Nouvelle Année 2021!…

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 21/2020

Czytelnik pyta, czy zdołałem poruszyć, wyraźnie leżącą mi na sercu sprawę naszej dyplomacji emigracyjnej, np. sprawę naszej paryskiej „Ambasady wolnej Polski”, ambasady przez państwo francuskie oczywiście oficjalnie nie uznawanej (rzecz jasna Francja oficjalnie uznawała władający Polską komunistyczny rząd w Warszawie, lecz po cichu tolerowała ambasadę mego ojca, Kajetana Dzierżykraj-Morawskiego).

Francuski MSZ mnóstwo spraw nam, to jest owej emigracyjnej ambasadzie, załatwiał… To tylko drobiazg, ale w Bibliotece Polskiej w Paryżu spoczywa wiele paszportów mego Ojca i moich z – o ile się nie mylę – francuskimi wizami dyplomatycznymi, czy też służbowymi”. Za czasów prowadzenia przez mego ojca owej ambasady, jego głównym zastępcą był radca Tadeusz  Parczewski, słynny „Totuś” – postać w polskim Paryżu wielce znana!

Ale wokół tej naszej paryskiej „Ambasady wolnej Polski” kręciło się wówczas sporo godnych uwagi osób!…

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 20/2020

Z kilku źródeł dowiaduję się, że jednak nadal pogłębia się zaniepokojenie społeczne spowodowane „jakoś nie chcącą minąć epidemią koronawirusa…” Społeczeństwa z wielką niecierpliwością czekają na mające lada miesiąc się pojawić (?) szczepionki na koronawirusa! Jedno rzuca się w oczy. Nasze „szerokie masy społeczne” są wysoce nieufne…

Jakoś nie bardzo jednak wierzą w skuteczność owych szczepionek, fabrykowanych w tych czy innych krajach Zachodu!

Jednak wysokiej klasy lekarze polscy i inni, są zdania, że prawie już, w tym czy innym kraju, skuteczne szczepionki są już de facto gotowe… Pewna bardzo wybitna osoba, psycholog z Warszawy, zarzuca mi uleganie tak modnym w polskich masach teoriom spiskowym. Muszę podkreślić więc bardzo mocno, że do owych modnych u nas teorii i obaw podchodzę z najwyższą ostrożnością!… No cóż, nie od dziś pojawiają się epidemie i nie od dziś nasza medycyna daje sobie po pewnym czasie radę!

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 19/2020

Posiadam od niedawna wydaną w Lublinie książkę hrabiego Guillaume de Louvencourt o jego dziadku, Księciu Andrzeju Poniatowskim, którego Ojciec mój żartobliwe nazywał „monarchą Polonii Francuskiej”…

Tak, książę  Andrzej – człowiek szeroko skoligacony w najwyższych sferach Francji i np. także USA – był w stanie przed zakusami komuny i PRL-u bronić polskich intelektualnie i politycznie niezależnych instytucji, np. słynną zwaną „mickiewiczowską” Bibliotekę Polską w Paryżu. Jest ona, dzięki swym zbiorom, jedną z najbardziej godnych uwagi polskich bibliotek w świecie! A jej szef, profesor Kazimierz Piotr de Lubicz Zaleski, to  postać w  wysokich sferach Francji na serio ceniona!

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 18/2020

Była niedawno u mnie z wizytą w Domu św. Kazimierza tak szlachetnych sióstr Szarytek – córka Natalia wraz z Gabrielą – córką  mego stryjecznego brata śp. Adzia Morawskego, mego bliskiego przyjaciela z lat wojny i naszej wspólnej młodości spędzonej w słynnym pałacu rodziców Adzia (Kazimierza) w Małej Wsi koło  Grójca!!! Nota bene ów pałac jest niezwykle przez turystów z całego świata ceniony…

Tak, takie rodzinne wizyty u mnie w Domy św. Kazimierza tak mądrych i miłych sióstr Szarytek – to zawsze wielka radość! W ciągu roku często mnie odwiedza Virydianna z Raczyńskich Reyowa, córka śp Edwarda Raczyńskiego, niegdyś szefa mego ojca jako minister spraw zagranicznych RP – a w wiele lat później Prezydenta RP na wygnaniu.

Kończąc odnotuję, że  mych przyjaciół dziwi, że tyle piszę. Przypomnę, że przed laty słynny profesor Tarnowski żartował sobie, że ze znanych mu rodzin szlacheckich Morawscy maja  najwięcej  błękitnej krwi, a to ze względu na domieszkę a t r a m e n t u!

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 17/2020

Czytelnik pyta: „kim byli ludzie, którzy się mną zajęli”, gdy późną jesienią 1946 roku przyjechałem z Poznania do Paryża? A w gruncie rzeczy do Chaville – pięknej podparyskiej miejscowości, gdzie wówczas mój ojciec dzierżawił dom od francuskich wielkich przemysłowców, państwa Postel Vinay. W tym pięknym domu mieszkał mój ojciec, moja siostra Basia z mężem Włodkiem Ledóchowskim, bohaterem walk pod  Tobrukiem… Dom ten odwiedzało mnóstwo Polaków.

Mną od razu zainteresował się mego ojca bliski przyjaciel, Józio Czapski. Często mnie zapraszał na dobre obiady oraz mnie „reedukował”. Czapski, który na serio wiele mnie nauczył, kazał mi służyć polskiej sprawie, nie chciał, bym się stał biznesmenem – kosmopolitą, kazał mi wieść bój z tak de facto wrogą Polsce „komuną”. Można śmiało mocno bardzo powiedzieć, że Józio Czapski, także zapewne Jan Nowak-Jeziorański oraz jego następca w RWE a mój kuzyn Zygmunt Michałowski i (także chadek) Staszek Gebhardt – ocalili mnie dla Polski. Mnie – jak mawiał dawno temu jeden z szefów pewnego alianckiego ważnego wywiadu – mistrza w zdobywaniu tajnych i ważnych informacji. Człowieka o – co rzadkie – ogromnym talencie w tak zwanej „Dwójkarskiej rodzinie”!

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 16/2020

Tak więc spieszę z miejsca podkreślić, że zaraz po niedawnym zgonie mej rówieśniczki Marii z Potockich Reyowej, Marek Szypulski sporo osób o owej śmierci powiadomił oraz – co ważne – do zawiadomienia o owym zgonie dołączył świetny dotyczący zmarłej artykuł:

Zmarła hrabina Maria z Potockich Reyowa

15.08.2020

Dziś w nocy zmarła Hrabina Maria z Potockich Reyowa. Urodziła się 22 października 1929 roku w Warszawie, dzieciństwo natomiast spędziła na Wołyniu. Po II Wojnie Światowej wyemigrowała z Polski do Francji. W 1950 roku wyszła za mąż za Stanisława Reya – dziedzica Zamku w Montrésor.

Pani Maria do końca życia wraz z rodziną opiekowała się Zamkiem w Montrésor. Jej głównym celem było zachowanie tego obiektu w niezmienionej postaci i zachowanie licznych pamiątek rodowych. Była niezwykle zasłużona dla kultywowania pamięci o polskim dziedzictwie kulturowym za granicą.

Rodzinie zmarłej składamy najszczersze kondolencje.

W ramach swoich działań Instytut POLONIKA przeprowadził obszerny wywiad rzeka z Hrabiną Marią Rey, w którym opowiada historię Zamku oraz swojej rodziny. Wywiad zostanie opublikowany w najbliższym czasie na stronie internetowej Instytutu.

Ze swej strony zaznaczę, że mym zdaniem Maria Rey – dama o najlepszych polskich tradycjach, była wysoko ceniona też przez Francuzów z okolic Montresoru i z całych okolic Tours… Jak mawiał mi pewien tamtejszy francuski hrabia: „La comte Rey fut une veritable grande dame”…

A teraz odnotuję coś zgoła innego!!! W Wielkopolsce nagle ostatnio zmarł mój bardzo bliski przyjaciel, redaktor Marek Zaradniak… Między innymi przed laty przeprowadził on np. (historycznej wedle specjalistów wagi) wywiad z Janem Nowakiem-Jeziorańskim, wywiad o mym ojcu i o mnie!

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 15/2020

Czytelnik pyta, od kiedy i w jakich okolicznościach stałem się tak gorliwym katolikiem, kawalerem honoru i dewocji Zakonu zwanego Maltańskim? Zawsze rzecz jasna byłem katolikiem. Matce mej obiecałem, że zawsze będę modlił po polsku! Ale w latach siedemdziesiątych zafascynowała mnie działalność charytatywna Zakonu zwanego Maltańskim! 6 lipca 1977 roku stałem się kawalerem honoru i dewocji tego tak zasłużonego zakonu. Zakonu o tak olbrzymiej roli i o wielkim znaczeniu!! Z czasem swą osobistą opieką objął mnie ksiądz infułat Witold Kiedrowski, honorowy generał brygady polskiego wojska… Człowiek o wielkim rozsądku, kapelan konwentualny ad honorem… Tak, śp. Infułatowi Kiedrowskiemu wiele zawdzięczam. Jego nauki pozwoliły mi, inwalidzie zimnej wojny, utrzymać równowagę naruszaną przez UB-eckie zastraszanie i chorobę mej żony. Tak, Infułat Kiedrowski nauczył mnie stawiać czoła wszelkim przeciwnościom…

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 14/2020

Zgon mej rówieśnicy, słynnej Maryńci z Potockich Reyowej (jak ją niegdyś w rozmowie ze mną w salonie pałacu w Verneuil określił pewien francuski hrabia: wielkiej europejskiej Damy) – spowodował nowy wzrost zainteresowania jej domem, słynnym, bogatym polskimi pamiątkami Zamkiem w Montrésor!

Pozwalam sobie postawić pytanie: czy nasz polski Związek Ziemian organizuje wycieczki do Montrésoru, czy interesuje się tym unikalnym ośrodkiem pięknych ziemiańskich, bardzo polskich i ogólnoeuropejskich tradycji?…

Tak, Montrésor to klejnot całego europejskiego ziemiaństwa! Ponoć tym ośrodkiem żywo interesuje się sporo ziemian Francji, Belgii, Węgier, itd., itd.

Montrésor to jedna ze stolic ziemiaństwa naszego kontynentu. To bezcenne, godne zwiedzenia muzeum naszych ogólnoszlacheckich tradycji E u r o p y! Odpowiednia reklama tak winna przedstawiać Montrésor…

A czy polskie Biura Podróży te z Polski i te Francji organizują dobrze przygotowane też i historycznie wycieczki do Montrésoru? Z miejsca przyznaję, iż tego nie wiem!

Jedno dla mnie pewne!! Kolekcje polskich bezcennych tamtejszych pamiątek mają dla nas Polaków wielkie i wzruszające znaczenie! Takie o narodowym znaczeniu wycieczki do Montrésoru – obok zwiedzania, Biblioteki Polskiej w Paryżu zwanej „mickiewiczowską” – to z naszego narodowego punktu widzenia wysoce patriotyczne posunięcie!!!

Zobacz także:

*   *   *