Czytelnik pyta o próby penetracji naszego Radia Wolna Europa przez „czerwone wywiady”; ponownie stwierdzę, że podobnie jak szef polskiej ewaluacji RWE, „dwójkarz” Kazimierz Zamorski uważam, że ciężkim błędem USA było przekazanie radiostacji: Radio Swoboda i Radio Wolna Europa z rąk CIA w ręce Kongresu USA! Nie mogę pozbyć się wrażenia, że pewne osoby z Radia Swoboda, osoby na kluczowych stanowiskach w biurach naszej radiostacji – były agentami ZSRR!
Przypomnę też, że pod koniec istnienia naszych radiostacji dyrektorem naszej polskiej rozgłośni RWE został mój osobisty wróg, Piotr Mroczyk – jak się o wiele lat później okazało, agent „czerwonych służb”; do dziś nie wiem, jak do kariery Mroczyka w naszym Radiu mogło dojść – co i kto (?) się za tym krył. Bardzo podejrzana i dziwna sprawa; nie wiem, czy CIA ją wyjaśniło do końca…
Co do nasyłania na nasze paryskie biuro agentów – to już wiele o tym pisałem. Pokrótce przypomnę jedną sprawę. Pewnego dnia rano, gdy wychodziłem do pracy, do mojego prywatnego paryskiego mieszkania zgłosił się jakiś facet dopiero co przybyły z Polski z listem polecającym od swej ciotki – „znanej warszawskiej hrabiny”. Oświadczył mi, że przyjechał by mi zaproponować stworzenie w Polsce specjalnej sieci informatorów, mogących przekazywać RWE informacje o takich czy innych poczynaniach władz PRL. Odprowadził mnie z mego mieszkania na Pola Elizejskie 33, to jest aż do mego radiowego biura. Do owego biura go nie wpuściłem; spławiłem go, wyczuwając prowokację…
Ale niestety mój radiowy kolega Tadeusz Parczewski, choć był byłym „Dwójkarzem”, gdy się, tenże przeze mnie spławiony, facet doń zgłosił – uwierzył mu i nawet dał mu posadę rozwoziciela po odwiedzanych przez przyjezdnych z Europy Wschodniej hotelach, książek dysydentów (w językach: polskim, węgierskim, rumuńskim, czeskim, itd., itd.). Totuś Parczewski dał nawet temu facetowi przy tej pracy rozprowadzania książek antykomunistycznych stałą posadę! Lecz po roku facet oświadczył, że emigruje do USA, bo tam „znajdzie lepszą pracę”, że ma w USA krewnych i przyjaciół. Pewnego dnia Parczewski i jego zespół z szampanem” odprowadzili tego faceta na dworzec, z którego miał on rzekomo udać się do jakiegoś portu wziąć tani statek do USA; pożegnanie ponoć było miłe i nawet czułe! Ale po dwóch dniach prasa PRL doniosła, że ten człowiek wrócił do Polski i opowiedział wiele o swej pracy dla „Wolnej Europy” – „opluł” Parczewskiego i – także – mnie.
Totuś Parczewski, który temu facetowi głupio i niezgodnie z obowiązującymi nas, pracowników Radia Wolna Europa, procedurami pomógł – z pracy w RWE z miejsca „wyleciał”. Na szczęście właśnie zwolniła się posada dyrektora założonego przez mego ojca i jego ludzi Domu Spokojnej Starości Polskiego Funduszu Humanitarnego w Lailly-en-Val koło Orleanu – i daliśmy tę posadę Parczewskiemu.
Tyle na razie.
Zobacz także:
* * *