Archiwum kategorii: Widziane z Paryża 2019

Widziane z Paryża 137/2019

Choć nadal jestem dość mocno zaziębiony, jednak dziś czuję się w obowiązku napisać  kilka słów.  W odpowiedzi na pytanie czytelnika, w ślad za mym ojcem stwierdzam,  że zgodnie z naszą rodową tradycją, celem mego życia jest  (dodam: od zawsze) służba nie tej lub innej partii lecz sprawie polskiej jako takiej! Mam w tej dziedzinie tym większy obowiązek, że – jak stwierdzał mój  dyrektor, nauczyciel pracy  dziennikarza  informacyjnego Jan Nowak-Jeziorański – ten w moim odczuciu zgoła czołowy polski mąż stanu – cechuje mnie „dobry nos” i szczególna  zdolność do zdobywania kluczowych informacji; do dostrzegania tego, ku czemu naprawdę  idzie… A jak mój  ojciec mawiał, wiele nieszczęść Polski dość wyraźnie wiązało się z faktem, że nasze kierownictwo nie dostrzegało ogromu zagrożeń…

Ojciec mój podkreślał, że np. w roku 1939 Rydz i Beck nie zdawali sobie sprawy, że armia Hitlera  błyskawicznie  nas pokona a ZSRR  uderzy w nasze plecy! Stanisław Gano mawiał mi przed  laty, że sztab Rydza odrzucał obiektywne oceny sytuacji – prowadził OSTRĄ WOJNĘ Z TAK ZWANYM DEFETYZMEM!!! Ą naiwni nasi generałowie w roku 1939 tłumaczyli memu ojcu, że na wypadek wojny po sześciu tygodniach ze swą  jazdą wtargną do Berlina…

Jak mawiał  mój ojciec,  mielimy dobrą „Dwójkę”, ale  w roku 1939 nie wzięto na serio jej ostrzeżeń… Wszystko to, by mocno podkreślić, jak wielką wagę ma rzetelna informacja i walka z wrogą nam dezinformacją….

Tak, myślę, ze rola sprawnego i obiektywnego „na 102” dziennikarza informacyjnego  może być, gdy idzie o polskie spojrzenie na świat, ZNACZNA! Rzecz w tym, że świat nigdy nie może być „na 102” stabilny, że trzeba pilnie obserwować sytuację…

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 136/2019

Od  kilku dni kilku nieco choruję. W zasadzie w związku z tym ograniczam pisanie mego  dziennika. Jednak dziś czuje, iż muszę zabrać głos, wystąpić do mego ukochanego miasta Kościana i do kościańskiego powiatu  z apelem o pełne i pilne włączenie się do obecnego zbliżenia się Polski do USA, oraz o  zacieśnienie współpracy z Polonią Amerykańską, która  liczy  w swych szeregach także potomków  ziem nadobrzańskich… Tak, trzeba z ową Polonią  kontakt planowo zbudować, związki zacieśnić, rozwinąć  wymianę  wizyt, otworzyć  drogi wiodące  ku współpracy gospodarczej.

Jedno pewne. Jak dotąd nie wzięto się planowo i energicznie za ową dziedzinę. Sprawą winna się zająć nasza znakomita prasa wielkopolska, np. prasa kościańska!  Dziesięciomilionowa  Polonia USA  odpowiednio  wciągnięta  w faworyzowaną współpracę gospodarczą z Polską, może  stać się ważnym współczynnikiem modernizacji naszego kraju!

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 135/2019

Jesień!!! Złapałem grypę!  Siostry Szarytki, które się mną tu w paryskim Domu Świętego Kazimierza świetnie opiekują, zabroniły mi wychodzić  z pokoju. Rzecz  w tym, bym całego domu nie zaraził… W zasadzie  zawiesiłem pisanie mych codziennych   dzienników!

Odpowiem tylko na jedno  pytanie pewnego naukowca: pytanie,  skąd tyle wiedziałem o  walkach frakcyjnych w partii itd. Na  początku mymi  czołowymi informatorami byli niektórzy członkowie koła „Znak”: w pierwszym rzędzie Jerzy Zawieyski – członek Rady Państwa, uważający się w początkowym okresie za przyjaciela Władysława Gomułki, którego chciał swoiście „nawracać”. Kluczowe informacje przekazywał mi też wybitnie inteligentny mój kuzyn, poseł ze „Znak”-u, Kostek Łubieński!

Koncząc dodam, że w najwyższej tajemnicy przekazywał mi pewne informacje pewien wysoki dygnitarz PRL-u, któremu przysiągłem, że nawet po jego zgonie nie ujawnię jego nazwiska… To on wskazał mi pod koniec PRL-u że partyjni ultrasi w oparciu o Berlin Wschodni marzyli o obaleniu Jaruzelskiego. Ale Moskwa nie pozwoliła im tego dokonać!…

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 134/2019

Wielkie, historyczne zapewne znaczenie ma obecne zbliżenie POLSKI z USA! Wszak teraz łatwiej będzie Polakom podróżować do USA, a w  Polsce stacjonować będą nieco liczniejsze niż dotąd jednostki wojsk amerykańskich.

Ale co w mym pojęciu najważniejsze, że ponoć prezydent Duda i obecny rząd w pełni ocenia  ogromną  wagę faktu, ze w USA żyje około 10 milionów osób polskiego pochodzenia! Faktu, że Polonia USA to najliczniejsza z naszych zagranicznych Polonii,  Chicago to w pewnym sensie drugie po Warszawie polskie miasto! Jedno pewne: jak dotąd Polska nie umiała w pełni zacieśnić więzów z Polonią z USA – Polska nie potrafiła jak dotąd rozbudować współpracy gospodarczej z ową Polonią, skłonić jej do inwestowania w Polsce, do wytwarzania u nas towarów  np. w stylu amerykańskim  na światowy eksport! Trzeba też ułatwić i odpowiednio rozpropagować w kręgach polonijnych budowanie w ojczyźnie przodków to jest w Polsce, na Mazurach, w Zakopanem i okolicach; także np. w Wielkopolsce, np. w mym ukochanym Kościanie – domków  wakacyjnych, czy nawet emerytalnych…

Regiony Polski, w tym np. Wielkopolska i – rzecz jasna – powiat kościański, winny  dotrzeć do „polonusów z USA” których przodkowie przybyli do USA z dawnych okolic Polski np. właśnie z Wielkopolski – mam nadzieję, iż zajmie się tym np. Radio Merkury oraz  prasa poznańska i kościańska – wybitni redaktorzy: Zielonka, Masłowska i Marek Zaradniak.

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 133/2019

Czytelnik pyta co ojciec mój miał na myśli mówiąc iż Stalin to nie polityk, lecz terrorysta… Odpowiedź prosta. W ślad za bliskim mu generałem de Gaulle’em ojciec mój uważał, że Stalin nie jest w stanie zbudować opartego na przynajmniej pewnej formie dialogu ze społeczeństwami trwałego systemu politycznego. STALIN stawiał tylko na policję i zastraszanie…

Tak więc  zdaniem mego ojca oraz generała de Gaulle’a, cały stalinowski system władzy musiał być prędzej czy później skazany na zawalenie się… Nie można rządzić na dłuższą metę jedynie w oparciu o terror!Ujarzmione drogą policyjną narody przy pierwszej okazji, a taka okazja prędzej czy nieco później musi nadejść, są zdolne rozsadzić oparty nie na tej czy innej formie dialogu ze społeczeństwami, lecz jedynie na policji, system!

W rozmowach z mym ojcem, ambasadorem legalnego Rządu na Wychodźstwie w Londynie generał de Gaulle i czołowi gaulliści, np Gaston Palewski, nieraz to podkreślali.

Kończąc tylko dodam, że wychowany wraz ze swym przyjacielem Rogerem Raczyńskim na niemieckich  uniwersytetach ojciec mój nie mógł też pojąć, że mądry naród niemiecki za szefa wziął sobie półinteligenta  i wariata Hitlera!

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 132/2019

Czytelnik pyta: Co najbardziej Pana dziwi w najnowszej  historii Polski? Pytanie trudne, wiele mnie dziwi!!! Ale może najbardziej „frapuje” mnie fakt, że Beck i Rydz na serio uważali, ze jesteśmy „silni i gotowi”, że „nikt nam nie  zrobi nic”. Do tego nie dostrzegali oni, iż ZSRR uderzy nas w  plecy! Beck powiadał też, że  podpisany  przezeń pakt angielsko-polski jest gwarantem (??) naszej niepodległości, a tymczasem – jak  się okazało – niepodległość straciliśmy na kilkadziesiąt lat!

Jak już nieraz pisałem, pułkownik Witold Dzierżykraj-Morawski wiosną 1939 roku mawiał do mego ojca, że Rydz – którego  wuj  Witold lubił – i  jego sztab to z militarnego punktu widzenia idioci- a do tego opanowani  dziwną manią walki z defetyzmem!

Tyle na dziś na ten temat, który bezustannie poruszam, bo tak zaciążył on na naszym życiu. Podczas, gdyby pod koniec lat trzydziestych ministrem spraw zagranicznych był nie Beck, ale ostrożny i mądry Janusz książę Radziwiłł, sprawę można by było inaczej rozegrać – grać na zwłokę, zyskać na czasie, co być może sporo by zmieniło. Jedno chyba  jasne, nie dostrzegać, że wojnę z Niemcami  przegramy błyskawicznie, oraz że  ZSRR uderzy nas w plecy, było ponurym błędem o katastroficznych konsekwencjach!

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 131/2019

Czytelnik pyta: Czy Pana zdaniem generał Jaruzelski był odpowiedzialny za mord Księdza Jerzego Popiełuszki? Rzecz jasna, nie mam kopii mych tajnych raportów z tego okresu. Odpowiadam z pamięci!! Otóż pewien  informator wówczas mi donosił, że za mordem Księdza Popiełuszki stał wówczas w partii potężny generał Mirosław Milewski – wówczas członek biura politycznego  PZPR, i  jego grupka partyjnych ultrasów a wśród nich – co ważne – ówczesny radca handlowy Ambasady PRL we Wschodnim Berlinie, przyjaciel Ericha Honeckera, Tadeusz Grabski. Partyjni ultrasi liczyli ponoć, że mord Popiełuszki wywoła w warszawie rozruchy, pozwalające obalić przez partyjnych „twardogłowych”: Jaruzelskiego i Kiszczaka…W razie zbyt ostrych rozruchów miały by polakom „pokazać  zęby” wojska radzieckie i NRD! Liczono m.in. na  radzieckich marszałków… Jednak ponoć w ostatniej chwili, zapewne pod wpływem Gorbaczowa, z którym mimo pewnych różnic zdań przyjaźnił się Konstanty Czernienko, nagle przeprowadzania takiej, bądź co bądź  ryzykownej, operacji – zakazał! Do jakiego stopnia wersja ta jest prawdziwa – naturalnie nie wiem. Jednak jest ona prawdopodobna a to tym bardziej, że pewien wysoko postawiony pracownik jednego z zachodnich wywiadów był zdania, że tak rzeczywiście było…

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 130/2019

Wielce cieszą mnie mądre ( bo zdarzają się też głupio  obelżywe, np. w stylu „mamy gdzieś was rzekomy weteranów Zimnej Wojny, wszak dobrze widzieliście co ryzykujecie”) listy czytelników… Tak więc wczoraj pewna naprawdę wybitna ma czytelniczka napisała mi: „Przed paroma dnami zmarł Andrzej Kwilecki, nasz wspólny niezbyt odległy kuzyn! Wykonał on gigantyczną, bardzo cenną pracę, między innymi napisał cztery wielkie tomy o ziemiaństwie wielkopolskim. Odczarował komunistyczną oszczerczą propagandę”. Tyle z listu owej tak wybitnej osoby… Wysoko Andrzeja cenił też naprawdę wybitny dziennikarz świetnej gazety „Głos Wielkopolski”, mój przyjaciel Marek Zaradniak (tutaj jego artykuł o Kwileckim: https://gloswielkopolski.pl/profesor-andrzej-kwilecki-byl-wyjatkowym-czlowiekiem-i-wizjonerem-w-piatek-jego-pogrzeb-w-kwilczu/ar/c1-14513029 .)

Dodam jeszcze, że Andrzej Kwilecki uchodził za jednego z naprawdę CZOŁOWYCH profesorów nauk humanistycznych Uniwersytetu Poznańskiego, mym zdaniem najlepszego uniwersytetu w Polsce. No i   jeszcze  jedno – Andrzej był ode mnie o 11 miesięcy STARSZY! Podczas gdy przed laty (w mym ukochanym Kościanie) rozmawiałem z Andrzejem, mowa była o potrzebie powołania do życia wiernego tradycjom europejskiego Maltańskim. Tyle na dziś.

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 129/2019

Z  polskiej świetnej telewizji, którą dzień w dzień oglądam tu w Paryżu, dowiedziałem się o ceremoniach w Izraelu mających uczcić  Polaków, którzy w czasie okupacji ratowali Żydów!  W związku z tym nasunęła mi się myśl, że należy uczcić pamięć o Księciu  Regencie Zdzisławie Lubomirskim, o  jego córce,  cioci  Julci i jej Mężu, mym stryju, Tadeuszu Dzierżykraj Morawskim (nota bene przedwojennym przyjacielu Jerzego Giedroycia)…

Na życzenie Księcia Regenta przez kilka lat  wojny ukrywała się w pałacu w Małej Wsi koło Grójca-jego (Księcia Zdzisława) b. koleżanka z Senatu RP Dora Pilcer, po mężu Kłuszyńska, europejskiej rangi działaczka socjalistyczna, ponoć krewna Róży Luksemburg…

Gdyby Niemcy tę, tak sławną osobę tam wykryli, rozstrzelaliby zgodne ze swą ustawą wszystkich mieszkańców małowiejskiego pałacu! Stryj mój Tadeusz dobrze o tym wiedział! A ciotka Julcia jedynie narzekała na to, że Pani Dorota uczy młodzież (w tym mnie) socjalizmu!

Apeluję do ambasadora RP w Tel Awiwie, do ambasadora Izraela w RP, do wszystkich polskich, tak mi bliskich Żydów. Do  mego przyjaciela Mariusza Kubika, także do piszącej o mnie pracę naukową Mileny Bryszewskiej z Urzędu do Spraw Kombatantów – o pchnięcie tej, tak spektakularnej sprawy na właściwy tor, o nadanie jej rozgłosu!

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 128/2019

Francuski  publicysta pyta mnie, czy Jerzy Giedroyc rzeczywiście pochodził z książęcego rodu?? Moja odpowiedź prosta: tak, Giedroyciowie to rodzina książęca, pieczętująca się herbem Hippocentaurus.  Ród ten pochodził z Litwy i z Białorusi. Jego dokładne pochodzenie ponoć najlepiej znają litewscy historycy!

Pod koniec życia z tego co mówił mi jego młodszy brat Henryk  pan Jerzy się zaczął tą sprawą  interesować, z kimś  z Litwy na ten temat korespondował. (?) Tak, Giedroyciowie to bez wątpienia książęcy ród.

Roger hr. Raczyński, który młodego pana Jerzego zatrudniał jako sekretarza a później finansował jego pierwsze pisma, mawiał (o młodym Jerzym Giedroyciu): mój najmilszy Książę!…

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 127/2019

Mojego śp. Ojca  czasem określano mianem „polityczny outsider”; ja ośmielam się pretendować do tego samego mnie określania!

Świetny polski dyplomata i publicysta, w mym pojęciu jeden z najzdolniejszych współpracowników  Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa, zapomniany dziś Władysław Wolski, tak określał mego Ojca postawy i linię postępowania: „Nie znosił i nie rozumiał typowego w Polsce zacietrzewienia, niezdolności do współpracy ludzi różnych przekonań i niechęci do zrozumienia stanowiska politycznego  przeciwnika!” Tyle Wolski.

Gdy idzie o mnie, to naprawdę wielkie wrażenie robiła na mnie owa, rzucająca się w oczy wyrozumiałość mego ojca, jego wysoce pojednawcza postawa… podobne postawy cechowały ojca mego najbliższych   przyjaciół: Rogera i Edwarda Raczyńskich, Józia Czapskiego  i Kota Jeleńskiego. Chyba śmiało można powiedzieć, że wszyscy oni byli „ludźmi z jakby innej planety!”. Tak, niewątpliwie umieli oni „patrzeć wyżej i dalej”, potępiać swą przesadną gwałtownością de facto Polsce szkodliwe, czasem zręczne rozgrywane przez   wrogie nam państwa – polskie, jak mawiał mój  ojciec, zbyt często wręcz chorobliwie histeryczne, kłótnie polityczne!

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 126/2019

Ksiądz Grzegorz Jaśkiewicz, który ostatnio przez  dłuższy okres zamieszkiwał tu, to jest w paryskim Domu Świętego Kazimierza  szlachetnych polskich sióstr szarytek, „na  pamiątkę  naszego wspólnego tu pobytu” podarował mi swą książkę pod tytułem: „Miscellanea aforyzmów po polsku i po francusku”!!  Ów Kapłan, który tu nieraz odprawiał tu Mszę Świętą, z którym czasem prowadziłem ciekawe rozmowy, niestety teraz udaje się na rok na  Korsykę… Brak mi tu będzie księdza Grzegorza Jaśkiewicza. Jedyna pociecha w tym, iż dzień w dzień będę mógł czytać te jego starannie dobrane aforyzmy, zarówno po polsku jak po francusku przezeń odnotowane!! Dodam, że konsultację lingwistyczną tej ważnej  książeczki  zapewnił inny mieszkaniec tego Domu św. Kazimierza, wysoce wykształcony  pan Jacques Kalisiak… Pracę tą wydało Wydawnictwo Bernardinum  w  Pelplinie gdzie  przed laty swe dzieła czasem publikował np. słynny ksiądz prałat Janusz Pasierb, ceniony i w Paryżu specjalista od historii sztuki i archeologii, profesor zwyczajny UW,  autor wielu wręcz kluczowych prac naukowych… 

Ale pora bym przytoczył  choć  jedną szczególnie trafiającą mi do serca z maksym przytoczonych przez księdza Jaśkiewicza w jego książce; oto ona: „Chrześcijaninem trzeba być, jak mówią Włosi, nie z tradycji lecz z przekonania / non della tradizione ma della convizone”!

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 125/2019

Czytelnik zarzuca mi, że choć z naciskiem podaję się za niezależnego paryskiego obserwatora spraw polskich, de facto popieram PiS! Moja odpowiedź prosta – nie wiem, do  jakiego stopnia mi się to udaje, ale w ślad za mym ojcem i za Józiem Czapskim chcę być człowiekiem  dialogu  i pojednania Polaków…

Jestem katolikiem! Potężne wrażenie  zrobiły na mnie słowa papieża Franciszka  wypowiedziane w Brzegach w czasie Światowych Dni Młodzieży w  2016 roku: „Dzisiaj my, dorośli, potrzebujemy was, byście nas nauczyli żyć razem w różnorodności, w dialogu, w dzieleniu wielokulturowości nie jako zagrożenia, lecz jako szansy: miejcie odwagę nauczyć nas, że łatwiej jest b u d o w a ć mosty, niż wznosić mury!”… (źródło: Papież do młodych: uczyć dorosłych żyć w wielokulturowości; Renata Chrzanowska, PAP, 1 sierpnia 2016 r.).

Tak, naprawdę chcę być  wierny wytycznym wielkiego papieża  Franciszka! Marzę o rozładowywaniu napięć… Wszak o ile dobrze wiem, powiedział On: „Naród polski pokazuje, jak można rozwijać dobrą pamięć a odrzucać  złą” (przytaczam z pamięci).

Tyle na dziś.

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 124/2019

Ojciec mój  mawiał, że trzeba w interesie Polski próbować  rozładowywać polskie spory i napięcia, trzeba uczyć Polaków „kłócić się KULTURALNIE”i umieć jedni drugim wybaczać.  Podkreślał, że przed laty niełatwą sprawą było budować dialog i wzajemne zrozumienie  rodaków wywodzących się z trzech  tak różnych zaborów… Ponoć brat mego dziadka Zdzisław Morawski (1859-1928 ) minister dla Galicji Cesarstwa Austrii chętnie podkreślał, że tylko to cesarstwo uformowało  w swym zaborze polską, świetnie wyszkoloną kadrę  urzędniczą i nauczycielską To po odzyskaniu niepodległości bardzo państwu polskiemu pomogło!! Ojciec  mój  nieraz podkreślał, że nadmierna polska  skłonność do ostrych kłótni politycznych bywała od wieków w pełni wykorzystywana przez wrogie nam mocarstwa, np. swego czasu ułatwiła  rozbiór Polski no i  np. w okresie dwudziestolecia międzywojennego nam na pewno nie pomagała!!! Np. Mościckiemu, Kwiatkowskiemu i memu ojcu  nie udało się wymóc na Rydzu powołania wiosną 1939 roku rządu jedności narodu – rządu, w którym na miejsce Becka ministrem spraw zagranicznych byłby np. mądry zwolennik gry na zwłokę Książę Janusz Radziwiłł, na pewno jasno zdający sobie sprawę z tego, że wbrew zapewnieniom Rydza i jego sztabu nie jesteśmy ani „silni” ani „gotowi”! (jasno to widział przyjaciel rodu Radziwiłłów,  Stanisław  Cat Mackiewicz, świadom ogromu przewagi militarnej Niemiec, oraz tego, że należy się liczyć z sowieckim ciosem w plecy Polski. Za krytykę polityki obronnej Rydza (a był także świadom nieprzezorności Becka) trafił on – co prawda tylko na 17  dni – do obozu w Berezie Kartuskiej oficjalnie za „osłabianie ducha obronnego Polaków”!!!

Kończąc podkreślę  mocno: debata krytyczna dotycząca polskiej polityki jest wskazana i pożyteczna, lecz winna to być debata choć  ostra, lecz kulturalna. Pamiętajmy, że nasi wrogowie np. metodą dezinformacji starali się skłócić Polaków, ich szkodliwie podzielić… Tak więc  umiejmy spierać się mądrze, w żadnym wypadku nie podważać mocy polskiego państwa!!!

Wracając do roku 1939, to być może nawalił prezydent Mościcki. Zapewne  winien on był pod groźbą swej dymisji, przeforsować zgodnie ze swym przekonaniem Janusza Radziwiłła na ministra spraw zagranicznych.  Dodam jeszcze, że nie rozumiem, czemu mądry  Piłsudski władzę w Polsce mógł pozostawić w rękach naiwnych: Becka i Rydza! Do tego Piłsudski ponoć zdawał sobie sprawę z tego, ze bezeń „oni sobie nie poradzą”…

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 123/2019

Czytelnik tegoż dziennika  pyta mnie, czy  może swobodnie bez obawy, że ujawnię ich   źródło, przekazywać mi swe opinie i informacje. Ze względu na swój zawód  „chce unikać tych teraz tak dziwacznie w Polsce ostrych konfliktów, nie chce narażać się nikomu i w ten sposób tracić przyjaciół i klientów!”…..

Z miejsca mu odpowiadam: od dziesiątek lat jestem dziennikarzem informacyjnym  umiejącym chronić swe „źródła”! Wszak za  PRL-u  informowanie RWE, przekazywanie wiadomości i nawet tylko opinii politycznych było „sprawą gardłową”! Ja, jak moi krajowi informatorzy wiedzieli, dobrze umiałem chronić me źródła. Wiedział to też Jan Nowak, który nieraz zlecał me nawiązywanie  kontaktów z ważnymi naszymi informatorami. A pewien stary anglosaski dziennikarz wskazał mi,  że najcenniejsze informacje  można uzyskać od pewnych skłóconych frakcji PZPR. Tłumaczył mi on też, że  winienem dokładnie przekazywać obiektywne informacje i nie zabarwiać ich mymi własnymi opiniami. Ten stary dziennikarz  był w latach 1930-tych  korespondentem prasy anglosaskiej  w hitlerowskich wówczas Niemczech: najciekawszych rzeczy dowiadywał się  nie od opozycji demokratycznej, lecz od skłóconych frakcji partii nazistowskiej!!!

Zakończę cenioną przez mego ojca anegdotą. W roku 1918  Książę Regent Zdzisław Lubomirski na jednym z posiedzeń Rady Regencyjnej miał powiedzieć: to wielka tajemnica; dostałem ściśle tajny list od cesarza  Austrii! Chce Francję prosić o podjęcie negocjacji pokojowych! Na to inny z regentów, kardynał Kakowski oświadcza: Już wszystko wiem!  Książę Regent zdumiony pyta: skąd?? Na to Kardynał: Proszę Księcia, mamy tego samego dentystę!

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 122/2019

Dezinformacja może obecnie stanowić  szczególnie niebezpieczną  broń strategiczną… Mistrzami w tej dziedzinie są ponoć Rosjanie! Umieją ponoć bardzo zręcznie posługiwać się zmanipulowaną informacją, a to celem wpływania na opinię publiczną, np. celem rozwijania w tych czy innych krajach wrogości do USA, skłócania między sobą krajów  NATO, podważania jedności Europy, podsycania tych czy innych nacjonalizmów, wewnętrzno-politycznego szerzenia w tych czy innych państwach  przesadnie ostrych sporów politycznych.

Jest dla mnie rzeczą oczywistą, że obecne Radio Free Europe – kierowane przez wysoce rzetelnych  oraz oczywiście przez dużej klasy speców od walki z dezinformacją, z  próbami pogrążania tych czy innych krajów- Radio nadające między innymi swe dzienniki polityczne na c a ł ą  E u r o p ę – jest wręcz konieczne. Nie wątpię, że międzynarodowy sztab NATO i  np. jego oddział wywiadowczy – musi ten problem jednak w pełni dostrzegać…..

Tak więc  w mym pojęciu wspierane przez NATO wielkie, wydatnie zwiększone, liczące w swym  kierownictwie także polskich naukowców – speców od walki z dezinformacją (np. z Ośrodka Studiów Wschodnich) Radio Free Europe – jest strategiczną k o n i e c z n o ś c i ą; jest wymogiem obecnych czasów.

Tyle na dziś o tej, tak ważnej sprawie!

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 121/2019

Wysokiej klasy spec od historii wywiadu, profesor dr hab. Aleksander Woźny, w związku z mymi niedawnymi dziennikami mocno uwydatnia  fakt, że nasz wywiad, nasza jednak bardzo sprawna tak zwana zwana polska „dwójka”  świetnie wiedziała o tym, że w ciągu sześciu lat  Niemcy wyposażyli się  w liczne dywizje czołgowe, w bardzo potężne  lotnictwa bojowe   oraz wydatnie wzmocnili swą  znakomitą Kriegsmarine… Od siebie dodam, i z dobrze pamiętam moje, tak godne uwagi rozmowy  (rok 1950?),  jakie prowadziłem   z pułkownikiem  Gano w jego  ówczesnym paryskim mieszkanku przy rue du Laos.  Było to niezadługo  przed jego wyjazdem na stałe  do Maroka, gdzie zatrudnił go w swych firmach  kopalnianych mój i ojca mego przyjaciel, pułkownik Leon Śliwiński  (były podkomendny Gany, gdy ten kierował w Londynie polską „dwójką”) 

Śliwiński z ramienia naszej  „dwójki” był przez sporo czasu szefem znakomitej sieci  wywiadowczej działającej we Francji  sieci F2… Po wojnie  Śliwiński  okazał   się znakomitym biznesmenem, miał dużą  firmę kopalnianą. Zatrudniał w niej wielu Polaków np. Admirała Unruga, Stanisława Łuckiego, Sewera Morawskiego no i np. właśnie Stanisława Ganę… – mianowanego  przez Generała Andersa, Naczelnego Wodza w roku 1964 generałem brygady; Gano zmarł w Casablance w wieku 73 lat, 5 lipca 1968 r. Dodam,  iż Gano opuścił  Londyn pod koniec (?) lat czterdziestych. Przez Paryż i dzięki swemu przyjacielowi Śliwińskiemu  znalazł się w Casablance! A  to ponoć dlatego, że miał (?) fatalne stosunki z jednym z brytyjskich wywiadów. Szło o to, że nie mając do tej brytyjskiej służby zaufania, podejrzewając, że spenetrowali ją komuniści  – spalił   dokumentację naszej „dwójki”(której do końca roku 1946 był szefem). Ponoć np. spalił między innymi Kartoteki Personalne agentów owej naszej „dwójki”!! Ale to informacja „z drugiej ręki” – mnie tego nigdy nie powiedział; powiedział mi natomiast inną ważną rzecz!

Marszałek Śmigły Rydz i jego sztab mieli obsesję defetyzmu no i na serio wierzyli, że jesteśmy „silni, zwarci, gotowi” – że „nikt nam nie zrobi nic”.

Jasne, że w takiej sytuacji nasi „dwójkarze” nie śmieli zbyt energicznie bić na alarm…

Tyle od Gany. Dodam tylko, że bodajże generał Abraham wiosną 1939 zapewniał  mego ojca, że na wypadek wojny po tygodniu na czele swej brygady kawalerii wtargnie do Berlina! Kończąc pytam wybitnego speca profesora Aleksandra Woźnego, co o tym wszystkim sądzi – on jest w tych sprawach specjalistą…

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 120/2019

Czytelnik pisze: „wyliczając wczoraj twych krewnych zapomniałeś np. Platerów, Bukowieckich, Kicińskich, Krzeczunowiczów i Raczyńskich”!!! Z miejsca tę wypowiedź sprostuję! Magnacki ród Raczyńskich, choć nam  Dzierżykraj-Morawskim tak bliski – nie jest z nami spokrewniony! Obie rodziny łączy tylko długoletnia przyjaźń. Morawscy od dawna byli Raczyńskich – który ponoć pochodzą od jednego z rycerzy Mieszka I – oddanymi współpracownikami i przyjaciółmi!

Tyle w odpowiedzi na ową uwagę wiernego, codziennego Czytelnika.

Z kolei zajmę się mym innym wczorajszym pominięciem! Pisząc o Kościanie muszę złożyć hołd memu, od lat poważnie choremu, przyjacielowi Pawlakowi i jego rodzinie! Nie wolno też mi zapomnieć, tak niegdyś mi bliskiego, śp kościańskiego lekarza, niegdyś  senatora i dyrektora szpitala… Nie wolno mi też pominąć tak mi drogiego wicedyrektora Wojciecha Morawskiego z kościańskiego liceum, którego uważam za krewnego! Jestem też głęboko przywiązany do kaplicy w Jurkowie, do pamięci o Konstancji Chrastek, do szeregu innych mieszkańców tej wsi, no i do Krzywinia, do tamtejszej organizacji Polska-Francja, do rodu Kuźmińskich, wreszcie do rodziny Jęczów…

Tak kocham Kościan i jego powiat. Chcę miłość tą przekazać mym wnuczkom!!

Pisząc te słowa, siłą rzeczy, wielu pominąłem, za co ich PRZEPRASZAM!!

Kończąc poproszę tylko jeszcze redaktora Jerzego Zielonkę, by przekazał działającym w Kościanie siostrom szarytkom wyrazy najwyższego uznania da ich zakonu, który mnie tu, w Paryżu, w Domu świętego Kazimierza, tak prawną i tak serdeczną – co bardzo ważne – opieką o t a c z a!

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 119/2019

Dziś napisałem nie jak zwykle: „dziennik MM” lecz „dziennik MDM / dziennik Macieja Dzierżykraj-Morawskiego”!

Dlaczego to zrobiłem? Odpowiedź prosta! Chcę podkreślić, że nie zapominam o „przydomku” Dzierżykraj, no i o tym, że ojca mego niegdyś, w tak mi drogim polskim MSZ-cie powszechnie nazywano „Kademorem”!! Dodam, że mnie nikt „Mademorem” nie nazywa…

Podkreślę też dziś, że czuję się od zawsze stuprocentowym Wielkopolaninem, wiernym synem poznańskiego, i w pierwszym rzędzie ziemi kościańskiej!! Urodziłem się 20 września 1929 roku, w czasie tamtejszej powszechnej wystawy krajowej w Grodzie Przemysława to jest w Poznaniu! Kocham Poznań, ale nade wszystko kocham królewskie miasto Kościan i całą ziemię nadobrzańską!

Wiem też dobrze, że my Wielkopolanie mamy własne a mocne cechy. Ojciec mój mawiał pół żartem, że my Wielkopolanie, w przeciwieństwie np. do warszawiaków – umiemy prawidłowo przechodzić przez ulice…

Dzierżykraj-Morawscy to stuprocentowi poznaniacy! Choć, jak mawiał mój ojciec, jesteśmy spowinowaceni z wieloma polsko-ziemiańskimi rodami, to jednak nasi najbliżsi krewni, to np. Turnowie, Chłapowscy, Kwileccy, rzecz jasna Mańkowscy, Żółtowscy, Potworowscy, itd., itd.

Z dzieciństwa dobrze pamiętam piękny pałac Żółtowskich w Głuchowie koło Kościana, dalej: pałac wuja Krzysia Morawskiego w Turwi, wspaniałe, w mym odczuciu wielkopańskie Objezierze mego dziadka Turno, miły dwór Stablewskich chyba położony bardzo blisko Poznania, pałac w Kopaszewie mego chrzestnego ojca, wuja Miecia Chłapowskiego (rozstrzelanego przez hitlerowców 2 października 1939 roku na rynku w Kościanie. Ponieważ piszę o tym zamordowaniu wuja Miecia, muszę dodać , że szwagier mej matki, wuj Marceli Żółtowski z Głuchowa został zamordowany wiosną 1940 roku w Katyniu!!..

Ale pora, bym powrócił do mej miłości, do Kościana!!! Otóż dogłębnie i „na 102” czuję się kościaniakiem; bardzo wiele temu miastu. którego jestem obywatelem honorowym, zawdzięczam. Kościan w osobach słynnego redaktora Jerzego Zielonki i Teresy Masłowskiej, także przy pomocy zasłużonego, jakże wybitnego profesora dr hab. Waldemara Handke z Leszna oraz prasy kościańskiej – wiele dla mej twórczości dokonał. Wysoko cenię książkę Teresy Masłowskiej o mnie pt.: „Łącznik z Paryża. Rzecz o weteranie zimnej wojny”! Żywię też wielką przyjaźń dla burmistrza i rady miasta Kościan; także dla starosty i rady tegoż powiatu! Tak, Kościan i cała ziemia kościańska mają w Paryżu swego oddanego admiratora i przyjaciela – nie każde miasto, nie każdy powiat ma takiego, będącego „człowiekiem pióra” admiratora!

Zobacz także:

*   *   *

Widziane z Paryża 118/2019

Znowu ktoś mnie pyta o datę mego przybycia do Francji. Otóż przybyłem do  Paryża na początku listopada 1946 roku! Przyjechałem tu z mą matką, jako nieletni jeszcze na jej paszporcie. Paszport już latem 1946 mej matce załatwił ówczesny minister odbudowy kraju Michał Kaczorowski – bliski przyjaciel mych rodziców sprzed wojny. Jeden z szefów ówczesnego, warszawskiego MSZ-tu powiedział mu: dałem paszport Natalii Zarembinie, dam i Morawskiej… O mnie nie było mowy – jako nieletni znalazłem się na paszporcie matki.

Kaczorowski podobnie jak były ojca szef Eugeniusz Kwiatkowski, wówczas minister odbudowy wybrzeża – liczyli na to, że matka moja namówi mego ojca na powrót do kraju. Mieli już dlań, znakomitego fachowca w dziedzinie zarządzania, wysokie stanowisko. Ale ojciec wtedy użył swego słynnego określenia: „Stalin to nie polityk, lecz terrorysta”. Odmówił powrotu do kraju. Powiedział,że lada chwila Stalin każe wprowadzić w Polsce spotęgowany jeszcze terror! (i jak wiadomo, w połowie roku 1948, okazało się w pełni, że ojciec mój „ma dobrego nosa”)

Tak więc na paszporcie matki, przybyłem z Warszawy wagonem 1. klasy do Paryża. I tu już ma długie lata pozostałem (gdy przybyłem tu, miałem od kilku tygodni 17 lat…). Przez pewien czas marzyłem o powrocie do ukochanej Polski. Ojca i mnie odwiedzał tu Tadeusz Chromecki, szef wydziału zachodniego w Warszawskim MSZ-cie. Mawiał mi: skończ studia w Paryżu, załatwię ci posadę w MSZ-cie. Ojciec mój, który go lubił, mawiał doń: „Tadeuszu łudzisz się, Stalin lada dzień pokaże zęby, Spotęguje terror”. I tak się stało. Chromecki wyleciał z MSZ-tu, skazano go na 12 lat więzienia. Wyszedł na wolność po amnestii 1956 roku. Był ciężko chory. Zmarł 22 lutego 1957 roku – wedle niesprawdzonych wersji popełnił samobójstwo…

W połowie 1948 roku w Kościanie rozpoczęła się ponura i groźna czystka (szacuje się, że represje objęły wówczas około 150 osób!).

Zobacz także:

*   *   *