Archiwum kategorii: Widziane z Paryża 2018

Widziane z Paryża 122/2018

Kolejne dzienniki (od 1 stycznia 2019 r.)

ZOBACZ WIĘCEJ…



Moi trzej wychowawcy i opiekunowie: mój ojciec, Józef Czapski i Jan Nowak-Jeziorański jednomyślnie wlali w me serce poczucie, iż Polacy, choć przesadnie nieraz kłótliwi, są jednak w pierwszym rzędzie narodem dogłębnie SZLACHETNYM i PATRIOTYCZNYM… Podobną tezę formułuje w otrzymanym przeze mnie posłaniu jeden z mych „poufnych”krajowych korespondentów. Jest on zdania, że niesłusznie troszczę się na wypadek mego zgonu o los mej ciężko chorej eks-żony. Mówi: kto trzeba wie, że ewidentnie padła ona ofiarą terroru praktykowanego przez SB wobec korespondentów informacyjnych RWE i ich rodzin (patrz także np. artykuł jakże wybitnego i szlachetnego b. pułkownika UOP-u Waldemara Maszendy pod tytułem: „Mówili w Wolnej” („Gazeta Obywatelska”, Wrocław, 2 lutego 2018 roku).

Mój krajowy korespondent zapewnia mnie, że sprawa jest na 100 procent ewidentna! Nie ma śladu wątpliwości! Dodaje, że Polacy – naród dogłębnie szlachetny, świetnie to rozumieją. Rzecz jasna, teraz zręcznie się maskujący „przyjaciele byłego PRL” szepczą, że nie należy przesadzać z tak zwanym terroryzmem SB, ale to już nie te czasy – nikt ich teraz już nie bierze nadmiernie na serio!

Tyle na dziś – w Wigilię wypada poruszyć sprawy rodzinne!

*   *   *

Zobacz także:

Widziane z Paryża 121/2018

Jan Nowak-Jeziorański nieraz mocno podkreślał, ze zakulisowe informacje o np. sporach w kierownictwie partii, że praca naszych koresopodentów informacyjnych RWE (jak pisała prasa PRL, SZPIONÓW RWE) grała rolę wręcz kapitalną.

Gdy szło o echa ze szczytów Biura Politycznego PZPR, to – jak się zdaje – głównymi informatorami Nowaka byli: Piotr Jegliński i ja. Ale inne, też ważne informacje, zdobywał zespół kilku (?) korespondentów śledczych, poddany kontroli szefa polskiej ewaluacji, mego przyjaciela Kazimierza Zamorskiego, który pisał do mnie 9 grudnia 1977 roku, iż rola CIA była w życiu RWE wręcz wysoce pozytywną.

Gdy chodzi o mą rolę, to w okresie śmierci ks. Jerzego Popiełuszki jeden z pierwszych odkryłem wymierzonego w Jaruzelskiego i w ekipę „ugodowców” knowania Wschodniego Berlina i polskich „zamordystów”, ich plan zrobienia porządku w PRL przy pomocy być może (?) wojsk wschodnich Niemiec. Ale zamordyści przeliczyli się: jeden OSTRY TELEFON Z KREMLA sprawę zlikwidował.

 

*   *   *

Zobacz także:

Widziane z Paryża 120/2018

Wielkimi krokami zbliżają się Święta Bożego Narodzenia 2018!! Z radością spędzę je w Zakładzie św. Kazimierza w Paryżu, w domu kierowanym przez tak dogłębnie polskie, tak szlachetne zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia zwanych Szarytkami!

Józef Czapski przed laty wlał w me serce kult Cypriana Kamila Norwida. Zmarł on (Norwid) w maju roku 1883 w owym Zakładzie, w którym spędził uprzednio lat kilka. Tak, jestem teraz dumny żyć w tym samym Domu, w którym mieszkał niegdyś Norwid!!!

Polski XIX wiek zostawił we Francji bezcenne polskie ośrodki, np. słynną zwaną „mickiewiczowską” Bibliotekę Polską w Paryżu, właśnie ów Dom św. Kazimierza w 13-tej dzielnicy Paryża. No i np. słynny zamek Montresor w Turenii w połowie XIX wieku, zakupiony, o ile wiem, przez Różę z Potockich Branicką – dla jej syna Xawerego Branickiego (1816-1879) – jednego z najbogatszych ludzi ówczesnej Francji. Xawery przez 20 lat urządzał w owym zamku pełne elegancji wnętrza w stylu Drugiego Cesarstwa i ozdobił ów zamek kolekcjami obrazów włoskich, polskich itd… (np. słynny obraz przedstawiający masakrę manifestacji w Warszawie 1861 roku, obraz który namalował Francuz, Tony Robert-Fleury).

Obecnie zamek w Montresorze jest w posiadaniu potomków Branickich rodu Reyów..

W mym odczuciu Zamek ten jest jakby jedną ze stolic europejskiej arystokracji – tej o najszlachetniejszych postawach…

Zamek odwiedzają wycieczki z Polski i z różnych krajów Europy i świata! Promieniuje on na świat naprawdę pięknym tradycjami. Wielkie montresorskie Damy: Maryńcia z Potockich Reyowa, Virydianna z Raczyńskich Xawerowa Reyowa i kilka innych – to czołowe osobistości szlachetnej europejskiej arystokracji.

Jeszcze ostatnio mówiono mi, że „spokrewniony” z Montresorem słynny swego czasu bojownik o WOLNĄ POLSKĘ, Piotr Jegliński przywiózł do Montresoru wybitnego francuskiego dyplomatę, na którym Zamek ten, cały ten ośrodek zrobił wysoce pozytywne wrażenie…

Kończąc dodam, że merem miasteczka Montresor jest Unrug – wnuk słynnego admirała, którego ostatnio tak uroczyście pochowano na polskim Wybrzeżu.

*   *   *

Zobacz także:



Widziane z Paryża 119/2018

Pewien poważny politolog dowodzi mi, że „cała Europa” szybko idzie teraz na prawo. Niechęć do elit, które dotychczas i od lat „rządziły w Brukseli” błyskawicznie się potęguje. Na przykład we Francji ponoć prawie że co czwarty Francuz chce w wyborach europejskich głosować na zjednoczenie narodowe Mariny Le Pen. Europejskie klasy średnie chcą ŁADU, poprawy swej sytuacji ekonomicznej, gospodarki sprawnie kierowanej. Narasta pragnienie jakby nieco kontradykcyjne – Europy narodów lecz silnej i zwartej… We Włoszech można jakby odnotować pewien, nie do końca jasny, zwrot na prawo, żądanie mocnego i opiekuńczego państwa, państwa wielkich robót mocno sterowanej gospodarki!

W kilku co najmniej krajach i także w pewnych kręgach Polonii europejskiej niepokój budzi dziwaczny, „źle pachnący” projekt?? „rekomunizacji” nazw pewnych ulic Warszawy! Ludzie nie bardzo rozumieją co to znaczy! Mnożą się przesadne interpretacje tego niezrozumiałego faktu…

Jedno pewne – stwierdza mój znajomy politolog. Idzie „nowe”, nastroje mas europejskich ewoluują, potęguje się pragnienie sprawności, dobrobytu i ładu!

Sprawa mej żony Jadwigi – ponoć jednej z dziewiętnastu polskich kobiet (??), którym zdrowie całkowicie zniszczył SB-cki terror – jest typowym świadectwem tego, że nikt się nie troszczy o bolesne ofiary wyczynów terrorystycznych „czerwonych” służb. Sprawa ta porusza też pewna liczbę Francuzów, dobrze wiedzących, że Kajetan Dzierżykraj-Morawski – pierwszy ze wszystkich ambasadorów przy rządzie Wolnej Francji (Algier, jesień 1943) później dziekan korpusu dyplomatycznego przy Wolnej Francji do końca roku 1944, b. ceniony przez de Gaulle’a, następnie przez ćwierć wieku ambasador Wolnej Polski w Paryżu; autor rewelacyjnych raportów dyplomatycznych (od 1943 do końca lat sześćdziesiątych) – BYŁ BOJOWNIKIEM O FRANKOFONIĘ, SYMBOLEM PRZYJAŹNI POLSKA-FRANCJA!



*   *   *

Zobacz także:



Widziane z Paryża 118/2018

Czytelnik stawia mi nieco zaskakujące pytanie! Chce wiedzieć, do kogo z osobistości krajowych już wolnej od wielu lat RP, jestem najbardziej przywiązany? Podkreśla, iż, gdy chodzi o okres walki emigracyjnej o wolność, dobrze wie, że na pierwszym planie stawiałem trzy osoby, które odegrały tak wielką rolę w mym życiu i w uformowaniu się mych postaw i poglądów: mego ojca Kajetana – człowieka „rozsądku, zgody narodowej,umiaru”, dalej: mego Dyrektora, przyjaciela i nauczyciela „informacyjnej” pracy dziennikarskiej, Jana Nowaka-Jeziorańskiego oraz hr. Józefa Hutten-Czapskiego, tak bliskiego mej rodzinie, który w pewnym okresie określał mnie mianem swego przybranego syna i – podobnie jak Kademor – wlał w me serce kult kultury francuskiej, Francji i de Gaulle’a! André Malraux, Mauriaca itd., itd.

Co do osobistości krajowych ot tak od ręki, spontanicznie opowiadając na pytanie owego czytelnika uwydatnię mój „kult” dwóch kobiet. Za najwybitniejszą z polskich prezydentowych uważam śp Marię z Mackiewiczów Kaczyńską – jakże szlachetną opiekunkę, np. naszej zasłużonej w walce z „czerwonym” EMIGRACJI POLITYCZNEJ. Niezwykle wysoko cenię też śp. Izabelę Jolantę z Głowackich Tomaszewską (dyrektora protokolarnego i najbliższą współpracownicę Marii Kaczyńskiej) – także naszej emigracji politycznej i np. moją opiekunkę.

Teraz, gdy w modzie jest celowe zapominanie roli niegdyś walczącej z komuną emigracji politycznej (np. naszej paryskiej ambasady a później przedstawicielstwa „wolnej Polski” – pamięć o tych dwóch szlachetnych i tak NAPRAWDĘ patriotycznie nastawionych Damach podnosi mnie na duchu!!! Jako długoletni bojownik emigracji walczącej z komuną uważam, że Marii z Mackiewiczów Kaczyńskiej należy nadać Order Orła Białego! W imię autentycznego patriotyzmu wysokie odznaczenie winna dostać pośmiertnie Izabela Tomaszewska.

A ogólnie biorąc – oburza mnie wszelki brak patriotycznej pamięci, lekceważący stosunek do naszej emigracyjnej, tak jednak trudnej walki o wolność, walki ze zbrodniczą (co się czasem zapomina) komuną.



*   *   *

Zobacz także:



Widziane z Paryża 117/2018

Wczoraj telefonicznie z Warszawy mój stryjeczny bratanek Piotr Morawski – ceniony reżyser filmów dokumentalnych nalegał, bym teraz, po powrocie z dwutygodniowego pobytu w szpitalu i dość jednak poważnej operacji, po mym powrocie do mego ukochanego Domu Św. Kazimierza – na nowo zaczął pisać, jak to robiłem od lat, mój dziennik! Prosił, bym opisał mój pobyt w szpitalu Val d’Or w Saint Cloud pod Paryżem. Na ten temat jedno mogę powiedzieć!!! Pobyt w szpitalu był naprawdę miły. Staranną opieką otaczał mnie słynny doktor Zbigniew Jankowski, bardzo oddany mój przyjaciel. Odwiedzało mnie sporo osób: ma ukochana córka Natalia, jakże mi drogie, też stanowiące już jakby mą rodzinę siostry Szarytki z Zakładu Św. Kazimierza, Maka Chrzanowska i prezes Roman Czajka, Renata Głowacka itd., itd.

Dziś poruszę jednak inny temat, który mną jednak wstrząsnął! Otóż w niedzielę 2 grudnia moja córka z jedną z mych wnuczek udała się na przyjęcie do Ambasady RP w Paryżu. Miała dla siebie i na córkę e-mailowe zaproszenie z protokołu owej placówki. Mimo tego zaproszenia jakaś, chyba przepracowana, dama z Ambasady, oświadczyła Natalii, ze jej nie wpuści, że nie ma jej na liście, że zaproszenie jest nie podpisane. Natalia powiedziała jej, że jest de domo Morawska. Nerwowa dama oświadczyła jej, że nie zna żadnych Morawskich! Córka Piotra Jeglińskiego bez skutku próbowała interweniować. Natalia na szczęście wpadła w końcu na pomysł, by zadzwonić na komórkę znanej jej i mądrej pani konsul. Poskutkowało. Natalię i jej córkę w końcu WPUSZCZONO!

Natalia była tym dziwnym incydentem poruszona. Wszak swego czasu szlachetny ambasador Meller wydał w ambasadzie (jak mawiał, wnuczce legendarnego ambasadora, który był instytucją) – wspaniałe przyjęcie ślubne. Także innego dnia w owej ambasadzie uroczyście doręczono JEJ i mnie, pośmiertnie nadany memu ojcu, ORDER ORŁA BIAŁEGO!

Ze swej strony Minister Skubiszewski podkreślał, że Wirydiannę z hr Raczyńskich Reyową i mnie, dwoje jeszcze żyjących współpracowników delegatury dyplomatycznej we Francji rezydującego wówczas w Londynie LEGALNEGO RZĄDU RP uważa za honorowych dyplomatów III RP! Zbliżone stanowisko zajmował ambasador Tomasz Orłowski, oraz wielu ambasadorów w PARYŻU już wolnej Polski!

Przypominam też, że słynny historyk, prof. dr hab. Rafał Habielski jest w trakcie przygotowywana do druku nakładem MSZ i IPN długoletnich rewelacyjnych raportów mego ojca (dla władz RP rezydujących wówczas w Londynie…).

Jak wiadomo, w październiku 1943 roku Kademor był PIERWSZYM z wszystkich ambasadorów akredytowanych przy rezydującym wówczas w Algierze Rządzie Wolnej Francji. Ojciec mój był wówczas w Algierze DZIEKANEM KORPUSU DYPLOMATYCZNEGO!!! Rząd Wolnej Polski pierwszy z wszystkich aliantów uznał RZĄD WOLNEJ FRANCJI; De GAULLE TEGO NIGDY NIE ZAPOMNIAŁ. Zawsze okazywał czynną przyjaźń i otaczał opieką mego ojca i to nawet, gdy już od lipca 1945 roku musiał uznawać tak zwany „rząd warszawski” (wtedy krążył dowcip, że Kajetan Dzierżykraj-Morawski winien teraz wymienić przydomek z Edwardem OSÓBKA Morawskim…).

Kończąc dodam, że zdaniem jednego z mych sympatyzujących z obecnym rządem RP przyjacioł – pewne oportunistyczne, opozycyjne sfery nie chcą teraz świadomie interesować się dziejami EMIGRACJI WALCZĄCEJ, JEJ TRUDNĄ WALKĄ Z KOMUNĄ. W „GAZECIE OBYWATELSKIEJ” KORNELA MORAWIECKIEGO z 2 lutego 2018 roku jakże szlachetny pułkownik Waldemar MASZENDA (NIEGDYŚ UOP) pisze iż RODZINY niektórych PRACOWNIKÓW RWE były szykanowane i zastraszane przez BEZPIEKĘ a żony Macieja Morawskiego i Jana Nowaka-Jeziorańskiego przypłaciły to ciężkimi schorzeniami… MASZENDA NASTĘPNIE PORUSZA PROBLEM BUŁGARSKICH PARASOLI, mordu Georgi MARKOWA, pobicia mej rumuńskiej koleżanki Moniki LOVINESCO itd., itd., itd. Może tylko dodam, że ja do dziś dostawałem dziwne anonimy, wyrzucające mi np. mą przyjaźń z Bronkiem Wildsteinem; twierdzące, że to ja sprzedałem DOM SPK w Lille (WOGÓLE NIC O LOSACH TEGO DOMU NIE WIEM, SPRAWY NIE ZNAM!!). Tyle o tym na dziś…

*   *   *

Zobacz także:



Widziane z Paryża 116/2018

Czytelnik zapytuje mnie, czemu od kilkunastu dni nie piszę dzienników. Odpowiedź prosta: mam pewne kłopoty ze wzrokiem. Czekam na operację katarakty także na prawym oku (w lewym już tego zabiegu dokonano) i na zapisanie mi nowych okularów. W ciągu 10 tygodni wszystko to ponoć będzie załatwione!!! Na razie dość trudno przychodzi mi pisać.

Nie wykluczam jednak, że jeśli będę uważał za swój pilny obowiązek poruszyć jakiś temat ważny w odczuciu starego speca od np. jakichś, tak czy inaczej ukrywanych spraw, to jednak i teraz dokonam próby napisania dziennika. Od lat uważam za swój obowiązek w razie potrzeby bić na alarm! I tym samym służyć Polsce, także Francji i Europie. Tak całe swe życie ja ogłaszany SZPIONEM i prześladowany niekiedy dość skutecznie (np., lecz nie tylko, CIĘŻKA CHOROBA MEJ ŻONY) przez te czy inne „czerwone” tajne służby reżimu komunistycznego – walczyłem o WOLNĄ POLSKĘ.

Taka już moja cecha, odziedziczona po mym ojcu, który zawsze dbał, bym nie zapominał, że jestem potomkiem Jana Henryka Dąbrowskiego, a także innych generałów służbie Polski oddanych: Morawskiego, Chłapowskiego… I że muszę iść wytyczoną przez nich drogą.

*   *   *

Zobacz także:

Widziane z Paryża 115/2018

Jak na razie uwagę Polaków, rzecz jasna, absorbują wybory samorządowe, oraz to, czy Zjednoczona Prawica potrafi na szczeblu lokalnym znaleźć sobie, tu i ówdzie tak jej potrzebnych, sojuszników; skądinąd pewni, na ogół nieźle poinformowani obserwatorzy są zdania, że w związku z ewidentną porażką polityczną, może upaść dotychczasowe kierownictwo PSL-u uważane za „mało zręczne”… (?)

Z kolei ponoć 26 maja 2019 roku mają mieć miejsce WYBORY EUROPEJSKIE, mogące się okazać zdaniem niektórych politologów TYM RAZEM SZCZEGÓLNIE WAŻNE. Ważne dlaczego? Z prostego powodu. W całej Europie coraz to wyraźniej narasta poczucie,że obecne kierownictwo Unii Europejskiej nie zdało egzaminu, np. nie potrafiło załatwić sprawy naporu na Europę mas blisko-wschodnich i afrykańskich. Narasta nawet przekonanie,że na dłuższą metę ten nacisk może poważnie zagrażać Europie, trochę podobne ja niegdyś nacisk tak zwanych BARBARZYŃCÓW zniszczył IMPERIUM RZYMSKIE!

Jedno pewne. Chyba jasne, że w wielu krajach naszego kontynentu potęguje się pragnienie zupełnie innego niż obecnie kierownictwa Europy!!! Kierownictwa zdolnego np. ZROBIĆ PORZĄDEK na Bliskim Wschodzie i w Afryce, także metodą jakby nowego Planu Marshalla dla tych regionów…

Tak więc jasne, że w Unii Europejskiej „idzie nowe”, że dotychczasowe kierownictwo tej Unii ma, ostrożnie mówiąc, coraz to więcej przeciwników. Na marginesie tych uwag wskażę na charakterystyczną zapowiedź wycofania się Angeli Merkel. To też niewątpliwy znak końca pewnej epoki!

*   *   *

Zobacz także:

Widziane z Paryża 114/2018

Długie lata bolszewickiej władzy, długie lata ponurej PRL niewątpliwie chyba dość jednak mocno zaciążyły na mentalności naszego narodu; Czerwona propaganda szerzyła fałszywy zgoła obraz naszej przeszłości, w tym fałszywy obraz np. tak zwanego naszego XX-lecia Niepodległości oraz okresu okupacji, walki AK i naszego legalnego Rządu RP na wychodźstwie w Londynie.

Te nachodzące obchody stulecia niepodległości winny pozwolić na ostateczne „przełamanie” sfabrykowanego przez sługusów ZSRR karykaturalnego obrazu rzekomo dominowanej przez „jaśniepanów” i obszarników przedwrześniowej Polski. Na marginesie powyższych uwag podkreślę, że niestety pozostała nam jedna bardzo szkodliwa dla Polski cecha lat dwudziestolecia niepodległości. Owa polska – jak mawiał mój Ojciec chcący Polsce służyć ponad podziałami – mocno pachnąca histerią kłótliwość! Owa kłótliwość tak np. obecnie rzucająca się w oczy, kłótliwość, siłą rzeczy „rozgrywana” przez tych czy innych obcych. Kłótliwość w mym odczuciu PIEKIELNE NIEBEZPIECZNA, a to w obliczu niebezpieczeństw jak zawsze „czających się za rogiem”. Wymienię np. obecne próby rosyjskich agentur , agentur tak mocnych we Lwowie – skłócenia Polski z Ukrainą. Na dalszą metę na uwagę zasługuje zarysowująca się jednak pewna tendencja do narastania nacjonalizmu w Niemczech, a to w wyniku dotyczących imigracji błędnych posunięć Kanclerz Angeli Merkel. A chyba jasne, że niemieccy nacjonaliści tak czy inaczej i często bywają skłonni do dialogu i współpracy z ROSJĄ… TYLE, OT TAK OD RĘKI, NA DZIŚ.

*   *   *

Zobacz także:

Widziane z Paryża 113/2018

Wczoraj wybory w Polsce. Ja, polski patriota z zagranicy, wyników nie komentuję. Chcę Polsce służyć, jak mawiał mój śp ojciec, PONADPARTYJNIE! Z dawnych lat lubię Lecha Wałęsę – mego ulubionego rozmwcę (sporo telefonicznych wywiadów dla RWE!!). NAJWYŻEJ zaś ceniłem dwie kobiety: Marię z Mackiewiczów Kaczyńską oraz Izabelę z Głowackich Tomaszewską. One dbały o los nas, byłych bojowników emigracji o wolność walczącej!! Nie puszczały nas „w trąbę”, jak to czasem w modzie…

Ale ad rem. Rozmówca pyta, czy IPN uznał mnie za OSOBĘ POKRZYWDZONĄ? Owszem tak, mam stwierdzające to zaświadczenie z 14 kwietnia 2004 r.!! Jest natomiast prawdą, że w roku 2004 kilka tygodni wcześniej mi tego zaświadczenia odmówiono. W połowie (?) roku 1945 w Kościanie podpisałem oświadczenie lojalności Rządowi Tymczasowemu Jedności Narodu. Byłem w OMTUR-ze. Kierownik PPS w Kościanie, AK-owiec Edward Boryczko kazał mi to podpisać i zapoznał mnie z jakimś pracownikiem UB w powiecie, mówiąc o nim: to „nasz człowiek” (w kilka miesięcy później ów „nasz człowiek” zniknął. Poznańskie UB go szukało. Już w Poznaniu przyszedł do mnie na początku roku 1946 roku jakiś młody UB-ek. Powiedział mi, że ów facet z Urzędu w Kościanie to zdrajca. Zaproponował mi współpracę. Stanowczo tego odmówiłem, gdy naciskał – zagroziłem, że poskarżę się Rektorowi Uniwersytetu. Dał mi spokój…

Kościan do połowy 1948 roku był, jak mawia słynny redaktor Jerzy Zielonka „AK-owską Wyspą na Morzu Czerwonym”. AK-owcy którzy w Kościanie do jesieni 1848 rządzili, stawiali najprzód na Mikołajczyka, a później na… Gomułkę!

Wraz z mą matką wyjechałem jesienią 1946 roku do Francji, do mego ojca. Jak podkreśla wybitny polski historyk, daty są tu SUPER WAŻNE. Gdyśmy wyjeżdżali, działał jeszcze Tymczasowy Rząd Jedności Narodu. Ja, nieletni gdy wystawiano ten dokument – jechałem jeszcze na paszporcie matki… Wieźliśmy dla ojca propozycję wysokiego stanowiska w Polsce (od Eugeniusza Kwiatowskiego). Ojciec powiedział nam, że chce na Zachodzie walczyć o WOLNĄ POLSKĘ. Wyraził słuszne, jak się wkrótce okazało, przekonanie, że Kwiatkowski rychło pójdzie w odstawkę!!! Ojciec, podobnie jak bliski mu de Gaulle, właściwie oceniał Stalina…

Rzecz jasna SB w wojnie ze mną, w jej oczach groźnym wrogiem ustroju, robiła co mogła, by mnie w oczach Amerykanów niszczyć!!! W roku 1954 SB zadało znaczący cios w me życie. Byłem studentem Kolegium Wolnej Europy w Strasburgu. Moja praca naukowa o stachanowiźmie w Polsce została wyróżniona. Miałem szansę na stypendium doktoranckie na politologię w USA. Ale nagle powiedziano mi: „nic z tego”: nadszedł do Wolnej Europy donos, że w roku 1945 w Kościanie był Pan „krwawym komunistą” i że jest pan homoseksualistą. Gdy w kilka lat później RWE dało mi etat korespondenta informacyjnego w Paryżu, spytałem co z tym starym donosem. Odpowiedź brzmiała: niech się Pan tym donosem nie zajmuje. To był donos „z tamtej strony” sprawę dobrze znamy…

A jakiś czas temu ktoś rozpowiadał, że pamięta jak jesienią 1948 roku oklaskiwałem w Warszawie zjednoczenie organizacji młodzieżowych PPS-u i PPR-u. A tymczasem w roku 1948 byłem już od kilkunastu miesięcy w Paryżu!!!

Ale o tym dosyć na dziś… Tylko dodam że muszę przyznać, iż wojna SB ze mną, bezustanne STRASZENIE okazała się dość skuteczną. Moja żona ciężko zachorzała a ja – ciężko chory na serce – też jestem „Weteranem Zimnej Wojny”.

*   *   *

Zobacz także:

Widziane z Paryża 112/2018

Znajomy wyraża zdziwienie, że pewnych faktów „z pozoru tylko drobnych” nie odnotowuję. Błąd ten więc z miejsca naprawiam. Kilka miesięcy temu w barku (bureau de tabac) na rogu avenue de Versailles jakiś facet nagle mocno rzucił mnie o ścianę mówiąc po polsku: „TY SZPIONIE,TY FASZYSTO, DOSTANIESZ W CZAPĘ” oraz natychmiast zniknął. Chciałem iść ze skargą na policję. Mądra znajoma mi to odradziła, mówiąc, iż w komisariacie czeka się dwie godziny i „cóż oni mogą zrobić poza odnotowaniem wydarzenia”…

Skądinąd dostaję teraz czasem dziwne listy,podpisane nic mi nie mówiącymi nazwiskami. Za czasów PRL w ramach kampanii zastraszania (ponoć metoda nauczona SB przez NKWD) też dostawałem czasem dziwaczne anonimy i telefony z pogróżkami. Zajęty zbieraniem informacji dla Nowaka, nie zajmowałem się tym. Gorzej, że na ulicy zaczepiano moją żonę i jej wygrażano… Biedna, brała to na serio! Jest dziś INWALIDĄ ZIMNEJ WOJNY i ciężko chora!

Obecne dziwne listy, jak pamiętam, zarzucały mi, że cenię Bronka Wildsteina, dowodziły – co stanowi całkowity wymysł i absurd (!!), że na swą korzyść sprzedałem dom SPK w Lille (a tymczasem ja o tej sprzedaży w ogóle nie wiedziałem). Listy te szyderczo przekręcały mój szlachecki przydomek DZIERŻYKRAJ!

Otoczenie mej żony widząc, jak jest przerażona, żądało, bym zmienił pracę. Ale ja chciałem – jako „wywiadowca” RWE – Nowakowi służyć. Pamiętałem, że wiosną 1939 Witold Morawski mówił, że dobra informacja to klucz do wygranej, że sztab Rydza bredził, iż „wystarczy zakopać brony a czołgi niemieckie nie przejadą”!! Pułkownik Witold Dzierżykraj-Morawski, pośmiertnie generał, wpoił mi od dziecka wiarę w znaczenie dobrej informacji…

*   *   *

Zobacz także:

Widziane z Paryża 111/2018

Czytelnik stawia trzy pytania. Pierwsze z nich dotyczy tego, czy PRL próbowało mnie ściągnąć do kraju? Tak, gdzieś w drugiej połowie lat pięćdziesiątych, Jerzy Zawieyski, wówczas członek Rady Państwa PRL i wówczas częsty gość w Paryżu (poznałem go za pośrednictwem Józefa Czapskiego) pewnego dnia mi powiedział, że minister Handlu Zagranicznego PRL, sympatyczny Witold Trąmpczyński, niepodziewanie oświadczył mu, że wie, iż on (to jest Zawieyski) mnie w Paryżu czasem widuje. Dodał, że ja jestem jego krewnym (??). Nic o tym nie było mnie wiadomo i do dziś nie wiem, czy to prawda… Że, jeśli wrócę do Polski, weźmie m swego szefa gabinetu czy coś takiego… Wydaje się PRAWDOPODOBNE, że Trąmpczyński miał zgodę, czy nawet polecenie wysunięcia takiej propozycji, którą oczywiście z miejsca odrzuciłem (zapewne szło o zadanie ciosu memu ojcu, którego mocna pozycja we Francji, przyjaźń z de Gaulle’em itd., itd. kierownictwo warszawskie musiała irytować!!!). Innych propozycji tego typu ne pamiętam.

Wyjaśnię też, że Zawieyski swych kontaktów z czołowymi emigrantami nie ukrywał. W owym „popaździernikowym” okresie miał ma nie zgodę Kliszki. Co nie zmienia faktu, że nieraz dowiadywałem się od tak zwanego „Zawieja” sporo ciekawych politycznie informacji, które wtedy jeszcze za pośrednictwem mego poprzednika na na stanowisku korespondenta śledczo-informacyjnego Rozgłośni Polskiej RWE w Paryżu przekazywałem do Monachium…

Drugie pytanie tegoż czytelnika dotyczy tak zwanych „klubów” dla młodzieży z kraju organizowanych w Paryżu przez Związek Polskiej Młodzieży Chrześcijańsko Społecznej, którego od 1955 roku ja, po Janie Kułakowskim, byłem prezesem. Związek wchodził w skład potężnej wówczas Międzynarodówki Młodych Chadeków, kierowanej wtedy kolejno przez dwóch wybitnych, młodych wówczas Polaków: Edwarda Bobrowskiego i następnie Stanisława Gebhardta. Owe „kluby” dla młodych z kraju odwiedzających Paryż to były kolejno dwa różne mieszkania, wynajęte na moje nazwisko. Pieniądze na wynajem lokalu i na inne koszta ze źródeł amerykańskich zdobywał jakże wpływowy wtedy Gebhardt. Mieliśmy zawsze panię do prowadzenia tego lokalu, młodym z kraju dawaliśmy książki, np. wydawnictwa Giedroycia, pisma emigracyjne,herbatę i zakąski. O istnieniu lokalu dowiadywali się owi młodzi jedni od drugich. Akcja trwała lat kilka. Później zastąpiło ją centrum duszpasterstwa młodzieżowego Ojca Placyda Galińskiego OSB, później – o ile się ne mylę – przeora w Tyńcu.

Trzecie pytanie tegoż czytelnika: jak to możliwe, że nikt z naszych władz nie zainteresował się losem Pańskiej żony, która ciężko zachorzała w wyniku zastraszania i „wojny psychologicznej SB”? Odpowiem krótko: niestety szlachetny Janusz Krupski zginął w kwietniu 2010 roku pod Smoleńskiem…

*   *   *

Zobacz także:

Widziane z Paryża 110/2018

Czytelnik pyta: jak to się dzieje, że ty, którego żona poważnie zachorzała w wyniku zastraszań przez „CZERWONEGO”, że ty, któremu komunistyczne pomówienia i donosy pozbawiły możliwości zaplanowanych studiów politologicznych w USA, nie nienawidzisz ludzi PRL-owskiego systemu? Im teraz przeszłość wybaczasz?!

Moja odpowiedź prosta! Józef Czapski i mój Ojciec wpoili mi przekonanie, że trzeba godzić polaków. a Jan Nowak też mi mawiał, że ludzi reżimu trzeba przeciągać na naszą stronę, pamiętać, że omamiła ich jednak potężna i czasem zręczna sowiecka akcja propagandowa.

Dodam jeszcze,że Ojciec mój mawiał, że groźną dla kraju polską chorobą jest nasza niesamowita kłótliwość i brak wszelkiej wyrozumiałości. Ojciec w czasie zamachu majowego kierownik MSZ-tu w rządzie Wincentego Witosa, poszedł nieco później na współpracę w służbie Polsce z grupą Prezydenta Ignacego Mościckiego i wicepremiera Eugeniusza Kwiatkowskiego. Latem 1939 roku wraz z Kwiatkowskim zabiegał o powołanie do życia Rządu Jedności Narodu. Sprawę storpedował Rydz Śmigły.

Ojciec mój wiedział, że Beck i Rydz się łudzą. Na serio wierzą, że Polska jest „silna, zwarta, gotowa”. Naiwnie liczą na natychmiastową ofensywę na linię Zygfryda naszych zachodnich sojuszników. Nie spodziewają się sowieckiego ciosu w nasze plecy itd., itd. Do tego ojciec wiedział, że Rydz to porządny człowiek, ale naiwny dowódca.

Z kolei, w roku 1946 Eugeniusz Kwiatkowski, gdyśmy z matką jechali do Paryża, namawiał nas, by ojca ściągnąć do kraju, bo potrzeba zdolnych i uczciwych ludzi, by Polskę odbudowywać (Kwiatkowski był wtedy ministrem Odbudowy Wybrzeża). Ojciec naciskany w tym samym duchu przez Francuzów, odpowiedział gaullistom, że nie będzie słuchał rad Wolnych Francuzów ale wybierze ich przykład! Nie wrócił, bo wyczuwał, że Stalin, wierzący tylko w metody policyjne, lada chwila zaostrzy kurs… I tak też stało się w drugiej połowie roku 1948, np. Kwiatkowski znalazł się w Krakowie w całkowitej odstawce.

Ojciec czuł pismo nosem. Wiedział, jak ponurym zwolennikiem policyjnego terroru jest Stalin. Ale przed swą śmiercią w Paryżu a później w Domu Spokojnej Starości w Lailly-en-Val mawiał, że system komunistyczny musi runąć (tak też uważał de Gaulle). Ojciec mawiał, że po upadku „komuny” mym zadaniem będzie godzić Polaków jednych z drugimi, godzić wytrwałych niepodległościowców w tymi, co w dobrej wierze poszli (by Polskę rozwijać np. gospodarczo) na kompromis z „czerwonym”… Przypominał, jak po roku 1918 trudno było pogodzić Polaków o różnych w przeszłości orientacjach. Wspominal np. o do dziś nie wyjaśnionej sprawie zniknięcia generała Zagórskiego. Ojciec wspominał też o losach Generała Tadeusza Rozwadowskiego, jego zdaniem najzdolniejszego z naszych generałów…

Jedno pewne. Ojciec mój stawiał na godzenie Polaków w służbie Polsce!!

Jestem wierny rym jego wskazaniom. Nie mam pretensji do ludzi z SB, którzy tak uparcie ze mną walczyli. Tak, jest prawdą, że 1954 roku donos do Kolegium Wolnej Europy pozbawił mnie możliwości studiów politologicznych w USA, ów kłamliwy donos, że w roku 1945 byłem w Kościanie (mając 15 lat!) groźnym zwolennikiem czerwonego reżimu i że jestem homoseksualistą – poważnie zaciążył na mym życiu. W kilka lat później dając mi etat korespondenta informacyjno-śledczego Radia Wolna Europa; powiedziano mi, że JUŻ ODKRYTO, ŻE TO BYŁ DONOS Z „TAMTEJ STRONY”, ale, bym tej sprawy nigdy nie poruszał… Później przez lata starano się mnie falą anonimowych listów i innych pogróżek mnie i mą żonę zastraszyć. Moja ukochana żona ciężko zachorzała w wyniku różnorakich pogróżkowych działań. Ale to była wojna zwana „zimną wojną”. Do mych dawnych „napastników” nie mam pretensji – działali na rozkaz i zapewne w dobrej wierze. UWIODŁA ICH „CZERWONA PROPAGANDA”. Wydawało im się, że Polsce służą! Ale teraz JUŻ ZGOŁA INNE CZASY – TRZEBA POLAKÓW JEDNOCZYĆ I GODZIĆ W SŁUŻBIE UKOCHANEJ OJCZYŹNIE!

*   *   *

Zobacz także:

Widziane z Paryża 109/2018

Nawiązując do mego wczorajszego dziennika, chcę wyjaśnić mym czytelnikom, że mnie, korespondentowi informacyjno-śledczemu RWE, nie wolno było, ze względu na bezpieczeństwo źródeł informacji – prowadzić dziennika na piśmie… A teraz ma pamięć, niegdyś świetna, nawala. Wszak 20 września 2018 roku wchodzę w dziewięćdziesiąty rok życia!!

Dzienniki piszę więc dopiero od kilkunastu lat. Od kiedy dokładnie – wie redagujący je obecnie wybitny politolog, Mariusz Kubik, autor znakomitej pracy naukowej o Juliuszu Mieroszewskim (przez pierwsze kilka miesięcy ten mój dziennik redagowała Renata Głowacka, polonistka, niegdyś korektor „Kultury” Jerzego Giedroycia). Cztery tomy tych dzienników ukazały się już w druku przy współpracy i staraniem Jerzego Zielonki i Teresy Masłowskiej, a nakładem Instytutu Im. Generała „Grota” Roweckiego w Lesznie.

Wiele materiałów dotyczących mej przeszłości, wiele cennych dokumentów zawiera znakomita książka Teresy Masłowskiej o mnie (niestety już wyczerpana) pod tytułem „ŁĄCZNIK Z PARYŻA. RZECZ O WETERANIE ZIMNEJ WOJNY”. Po tym wyjaśnieniu wracam do mego wczorajszego tematu, by podkreślić, że ważnym momentem w mej pracy dla RWE był też koniec lat osiemdziesiątych. Mój ówczesny dyrektor, świetny specjalista – radiowiec Marek Łatyński, zlecił mi prowadzenie – co wówczas stało się możliwe – wywiadów telefonicznych z ludźmi w kraju. Łatyński mawiał: ty masz dobry kontakt z ludźmi,umiesz gadać, choć gadasz nieco jak u cioci na imieninach, no i wiesz o co daną osobę pytać. Rozmów takich przeprowadziłem kilkaset. W czasie jednej z takich rozmów ze mną SB wtargnęło do mieszkania Jacka Kuronia i go na 48 godzin aresztowało. Bardzo ceniłem sobie te moje, dość liczne telefoniczne rozmowy dla RWE z mym przyjacielem Lechem Wałęsą… W mym mieszkaniu długo wisiał afisz z jego portretem narysowanym przez Jacka Fedorowicza (rysunek znany w PRL pod nazwą „Portret nieznanego mężczyzny z wąsami”).

Łatyński w swej książce o RWE pisze: Maciej potrafił rozmawiać z ludźmi z najróżniejszych parafii, z osobami skromnymi i osobistościami ważnymi albo za takie się mającymi (…) Morawski rozmawiał przez telefon jak przy kawiarnianym stoliku con amore. A to, że nagminnie zaczynał rozmowę od słów: jaka to radość Pana (czy Panią) słyszeć, to było głupstwo. Wycinaliśmy je bez litości”… Tyle z książki dyrektora Łatyńskiego. Na tym na dziś kończę.

*   *   *

Zobacz także:

Widziane z Paryża 108/2018

Czytelnik zarzuca mi, że „w niedawnych dziennikach nie dokończyłem dziejów mej pracy w RWE”. Choć w gruncie rzeczy chodzi o fakty, które od lat już nieraz poruszałem, to owemu czytelnikowi odpowiem! Cieszy mnie bowiem zawsze zainteresowanie mymi losami i mą walką o Wolną Polskę! Otóż po zmianach zaszłych w RFE w roku chyba 1971 zlikwidowano niezależną służbę zdobywania, np. od przyjezdnych z krajów „Wschodu” – zatajanych przez czerwone reżimy informacji. Jak mi się zdaje, właśnie wtedy zamknięto ową specjalną prasową służbę informacyjną przy RFE News Departement (ale na pewno całą tę sprawę lepiej ode mnie zna mój dawny szef i zaufany przyjaciel, dyrektor Lechosław Gawlikowski, wysoce zasłużony naukowy znawca historii RWE. Jedno wiem: gdy przeniesiono mnie na etat Rozgłośni Polskiej RWE, Jan Nowak-Jeziorański z miejsca posiedział: nadal ma pan zdobywać zatajane przez reżim informacje – to dla naszego radia kluczowe, to – jak wykazują ankiety, szczególnie interesuje słuchaczy w Polsce! A ma pan dobre kontakty i umie zdobywać czy kupować ważne j z PRL… Dodam, że gdy Nowak opuścił Monachium i po pewnym czasie zamieszkał w Waszyngtonie, na polecenie Zygmunta Michałowskiego (wydane, jak Zygmunt mi powiedział, za zgodą kierownictwa RFE), mu (to jest Nowakowi) posyłałem kopie mych tajnych raportów o stanie rzeczy w PRL. Nowak zapewniał mnie, że te raporty budzą zainteresowanie na wysokim szczeblu władz USA.

Ze swej strony Nowak czasem „podrzucał mi” tych lub innych informatorów. Tak więc np. przez kilka lat przepisywałem „dla Monachium i dla Nowaka” rewelacyjne nieraz materiały dostarczane mi przez Piotra Jeglińskiego (Nowak w listach do mnie określał go mianem: „ten młody człowiek”).

SB-cja niewątpliwie wiedziała, że przesyłam do Monachium nieraz wielkiej wagi dane np. o walkach frakcyjnych w PZPR., itd., itd. Stąd próby zastraszania mnie i – niestety – także mojej żony… Były też próby kupienia mnie. Już nie bardzo pamiętam kiedy, ale gdzieś w latach osiemdziesiątych pewien wybitny pisarz i działacz katolicki, pracujący – jak mymi kanałami wiedziałem „na dwie strony”, namawiał mnie, bym rzucił RWE i objął redakcję naczelną pewnego wydawanego (krótko) na Zachodzie tygodnika mającego (co za bzdurny i naiwny pomysł!) konkurować z paryską „Kulturą”. Ów proponujący mi to facet obiecywał mi jakąś wysoką pensję… Naturalnie wyśmiałem tę dziwną propozycję! Do końca takiego zagrania, takiej gadki nie rozumiałem?… Może to tylko jakaś próba, a może dowcip. Choć spece mi swego czasu mówili, że jednak trzeba sprawę brać na serio. TYLE NA DZIŚ!

*   *   *

Zobacz także:

Widziane z Paryża 107/2018

W odpowiedzi na pytanie potwierdzam, że w roku 1965 zostałem zaangażowany na etatowego korespondenta RWE w Paryżu nie przez Rozgłośnię Polską Radia Wolna Europa lecz przez specjalną służbę informacyjną przy Departamencie NEWS RFE. Wówczas korespondenci informacyjni, czy jak czasem mawiano – śledczy naszego Radia, nie zależeli od Dyrekcji Rozgłośni Narodowych. Pierwszym korespondentem informacyjnym bezpośrednio zależnym od dyrektora Rozgłośni Polskiej RWE, to jest od Jana Nowaka-Jeziorańskiego, był Zygmunt Michałowski. Był w połowie lat pięćdziesiątych polskim korespondentem śledczym RWE w Berlinie. W wyniku jakiejś intrygi na podłożu obyczajowym zmontowanej przez PRL-owską SB dyrektor News Departament RFE wyrzucił go z pracy. Wtedy Nowak, który niezwykle wysoko cenił nadsyłane przez super inteligentnego Michałowskiego, wziął go na etat Rozgłośni i mianował go korespondentem informacyjnym w Paryżu (był to okres KLUCZOWY; nadchodził „PAŹDZIERNIK 56”… Dodam, że nieco później ktoś b. ważny przekazał nam informację, że to radziecka szczegółowa instrukcja KGB radziła, jak montować intrygi obyczajowe, by starać się niszczyć z oczach Zachodu szczególnie groźnych wrogów czerwonych reżimów).

Michałowski z Paryża po kilku latach został przeniesiony do Monachium. Po odejściu Nowaka i na jego wniosek został Dyrektorem Rozgłośni Polskiej RWE. Znakomicie pełnił tak wówczas politycznie ważną funkcję… Już po odejściu na emeryturę ciężko zachorował nerwowo. Lata UB-eckiego zastraszania, jak stwierdzali wielcy psychiatrzy, w końcu odbiły się na jego zdrowiu. Ale po pewnym czasie nastąpiło częściowe uzdrowienie. Życie dokończył w mieszkaniu niegdyś jego matki, w Krakowie.

Zarówno Nowak jak i Michałowski byli zdania, że praca korespondentów śledczych czy informacyjnych jest dla naszego Radia kluczową. Wszak Polacy w pierwszym rzędzie interesowali się tym, co reżim PRL przed nimi ukrywał…

Do tego tematu jeszcze wrócę.

*   *   *

Zobacz także:

Widziane z Paryża 106/2018

Dotarło do mnie nieco ironiczne pytanie wybitnego b. pracownika Rozgłośni Polskiej RWE w latach chyba już prawie końcowych RWE: czemu podaję się za weterana „zimnej wojny”. Wszak pracując ładnych kilka lat w Monachium ów ceniony komentator żadnego „Ubeckiego zagrożenia” nie wyczuwał!!

Moja odpowiedź prosta! Gdy w połowie lat pięćdziesiątych zaczynałem współpracować z Zygmuntem Michałowskim – polsko-paryskim korespondentem informacyjnym RWE, oraz następnie gdy w roku 1965 stałem się etatowym korespondentem informacyjnym (lub jak kto woli, „śledczym”) – były to inne niż nieco później czasy.

Na korespondenta informacyjnego zaangażowała mnie nie Rozgłośnia Polska RWE, lecz osobny organizm informacyjny o nazwie FREE EUROPE INFORMATION SERVICE”. Z czasem ten organizm przestał istnieć. Wcielono mnie administracyjnie wprost do Rozgłośni Polskiej. Na polecenie Nowaka nadal zabiegałem o ukrywane przez Biuro Polityczne PZPR „informacje z Polski”. Szło o pracę trudną. Musiałem zdobywać, nieraz kupować zakulisowe informacje z PRL; wystrzegać się prowokatorów, co do których miałem ponoć „świetnego nosa”. Prasa PRL-u określała mnie mianem „SZPIONA”. Zdobywałem wiele cennych, czasem rewelacyjnych informacji. Wysoko cenili mnie dyrektorzy: Jan Nowak a następnie Zygmunt Michałowski – no i cenił mą pracę wytrawny „Dwójkarz”, szef tak zwanej polskiej ewaluacji nadchodzących z Polski, poufnych informacji, Kazimierz Zamorski, który skądinąd pisał do mnie już 1997 roku, że pracuje nad książką (nie zdążył przed śmiercią jej skończyć??) o jego zdaniem wysoce pozytywnej roli CIA w życiu Radio Free Europe, „jakiej politycy ulegający nastrojom młodej lewicy bezwstydnie się wyrzekli” (a w jednej ze swych książek Zamorski z oburzeniem pisze, że jeden z amerykańskich dyrektorów RWE kazał w pewnym momencie spalić tysiące raportów korespondentów śledczych RWE, mówiąc, że to materiał szpiegowski.

Odpowiedni radiowi spece, także nieraz walczący z penetracją PRL-owskich i innych „CZERWONYCH SŁUŻB” FRANCUSCY EKSPERCI NIERAZ MNIE OSTRZEGALI. Mój kolega Tadeusz Parczewski padł ofiarą jakiegoś tam dziwnego, zapewne trochę pomylonego prowokatora, który po roku paryskiej jakiejś tam współpracy z Parczewskim nagle wrócił do Polski i nas oszkalował w PRL-owskiej prasie. Parczewski zaś za nieostrożność (?) wyleciał z pracy w RWE.

No i raz jeszcze przypomnę, że we wrocławskiej „Gazecie Obywatelskiej” 15 lutego 2018 roku wybitny b. pułkownik UOP-u Waldemar Maszenda pisał o tym, że żony niektórych pracowników RWE były zastraszane przez bezpiekę a żony Macieja Morawskiego i Jana Nowaka opłaciły to CIĘŻKIMI SCHORZENIAMI”!!

Tyle na dziś o tym tak obszernym temacie. Może tylko dodam, że biorąc pod uwagę stan mej żony i ze względu na mój wiek (89 lat) i ciężką chorobę serca spowodowaną zapewne SB-eckim zastraszaniem – marzyłbym o tym, by Rząd RP uznał ją (mą żonę) za ofiarę prześladowań – za „weterana zimnej wojny”. Podkreślam, że jestem z nią oficjalnie i sądowo odseparowany. Dla siebie nie staram się już o nic! Ale chodzi mi o nią, o jej przyszłość!

Jak widzę, ofiary działań PRL-owskiej Służby Bezpieczeństwa nikogo już nie obchodzą! Swego czasu w oparciu o opinię mego kardiologa, szlachetnego dr. Zbigniewa Jankowskiego robiłem pewne starania w ZUS-ie, a to w związku z moją – zapewne spowodowaną zastraszaniem SB-eckim – ciężką chorobą serca – dano mi odpowiedź odmowną!

Teraz, mocno to podkreślam, nic dla siebie nie chcę – staram się jedynie o uznanie za osobę sterroryzowaną przez SB-ecję mojej odseparowanej ode mnie żony…

Jeszcze tylko dodam, że jedynym człowiekiem, który mi obiecał w tej dziedzinie poparcie, jest znawca dziejów Rozgłośni Polskiej RWE, mój były dyrektor, dbały o dzieje i o los nas – byłych pracowników Rozgłośni Polskiej – szlachetny Lechosław Gawlikowski!

Tyle na dziś.

*   *   *

Zobacz także:

Widziane z Paryża 105/2018

Jako były dziennikarz informacyjny RWE w Paryżu w pełni solidaryzuję się z komunikatem Oddziału Warszawskiego SDP dotyczącym próby podpalenia mieszkania dziennikarza informacyjnego Krzysztofa M. Kaźmierczaka, który stara się wyjaśnić okoliczności śmierci innego poznańskiego dziennikarza śledczego Jarosławy Ziętary. Sprawy nie znam. Ale uderza mnie to, że dziennikarze śledczy nadal bywają brutalnie ATAKOWANI…

Jak wiadomo, w czasie PRL ja sam i moja rodzina padała ofiarą anonimowych pogróżek, napaści, najrozmaitszych prób zastraszania, oszczerstw, kalumnii itd., itd. Jak też dobrze wiadomo np. moja rumuńska koleżanka, słynna Monica Lovinescu została w Paryżu ciężko pobita przez nieznanych sprawców. Bułgarski publicysta Markow został zamordowany w Londynie tak zwanym „bułgarskim parasolem”, a mój bułgarski kolega Kostow tylko prawie że cudem został uratowany od ukłucia tymże parasolem. Wszystko to jednak siłą rzeczy wytwarzało klimat grozy. Jak we wrocławskiej „Gazecie Obywatelskiej” pisał ceniony ekspert, Waldemar Maszenda, b. pułkownik UOP-u ( w artykule „MÓWILI W WOLNEJ”) rodziny (niektórych) pracowników RWE padały ofiarą zastraszania przez UB „a żony Macieja Morawskiego i Jana Nowaka-Jeziorańskiego przypłaciły to CIĘŻKIMI SCHORZENIAMI…!!!”

*   *   *

Zobacz także:



Widziane z Paryża 104/2018

Jak mi donosi jeden z mych czytelników w Opolu, szczególnie uroczyście obchodzono tam 79. rocznicę początku II wojny światowej. Ponoć pani wicewojewoda Wioletta Porowska, świetnie przemawiając, mocno zaznaczyła: „Historia jest najlepszą nauczycielką: niech młode pokolenia zapamiętają: nigdy więcej wojny”!

Owo hasło: „Nigdy więcej wojny” ze szczególną energią głosi rzymska Wspólnota Sant Egidio oraz np. Zakon Franciszkanów!

Zapewne pewien niepokój w sferze bojowników o utrzymanie pokoju budzi to, że teraz, we wrześniu, Rosja chce przeprowadzić największe manewry wojskowe od czterdziestu lat, manewry z udziałem 300 000 żołnierzy. Jak słychać, projekt ten wywołuje zaniepokojenie na Ukrainie…

Niezależny waszyngtoński Instytut Studiów nad Wojną wydaje się być zdania, że rosyjskie wojska są zdolne i gotowe do szybkiej interwencji na Ukrainie… Zapewne w pewnej mierze zagrożone są też państwa bałtyckie. Tam rosyjskie tajne służby coraz to mocniej „penetrują” miejscowe, wysoce niezadowolone z obecnej sytuacji mniejszości rosyjskie – a być może nawet zbroją te mniejszości…

Jednym słowem, WSZYSTKO TO „ŹLE PACHNIE”!!!

*   *   *

Zobacz także:



Widziane z Paryża 103/2018

Swego czasu śp minister Janusz Krupski, kierownik Urzędu dla Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych zapewniał mnie, iż powstanie coś w rodzaju statusu „inwalidów Zimnej Wojny”, ofiar działań represyjnych PRL!

Mnie, przez ćwierć wieku korespondenta informacyjnego RWE, starającego się zdobywać, czasem kupować, informacje starannie przez PRL ukrywane; mnie, jednego z czołowych informatorów Jana Nowaka; mnie, nazywanego przez czerwoną prasę szpionem – odpowiednie służby PRL trzymały pod nieustannym obstrzałem (pogróżki, anonimy, dziwne telefony podsyłanie ewidentnych agentów SB, wytwarzanie atmosfery zagrożenia). Być może w związku z tym, kto wie, ciężko zachorowałem na serce. A jak np. pisał we wrocławskim piśmie b. pułkownik UOP-u Waldemar Maszenda, w artykule pt. „Mówili w Wolnej”, żony Macieja Morawskiego i Jana Nowaka – Jeziorańskiego były zastraszane przez SB i przypłaciły to ciężkimi schorzeniami… (wyjaśnię, że owe kampanie zastraszania godziły tylko w kilku szczególnie dla PRL groźnych pracowników RWE i w ich małżonki).

Mam nadzieję, że obecny, jak słyszę sprawny Szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Józef Kasprzyk, związany z moją dawną dzielnicą Warszawy, z Ochotą, sprawę tę wyjaśni?

Apeluję o oparcie w tej sprawie również do jakże wybitnych profesorów historii: Jana Żaryna i Rafała Habielskiego. Zwracam się do nich obu i do ministra spraw zagranicznych RP Jacka Czaputowicza – także w innej sprawie. Jak już nieraz pisałem przed laty Minister Skubiszewski obiecywał mi nadanie specjalnego statusu np. dyplomatów honorowych nam, byłym działaczom dyplomacji emigracyjnej. Jednak wówczas „czerwoni z MSZ-tu” sprawę storpedowali (wyjaśniam, że będąc korespondentem RWE byłem równocześnie współpracownikiem kolejnych następców mego ojca, np. Xawerego Reya i Jerzego Ursyn-Niemcewicza. Będąc akredytowanym we Francji korespondentem RWE sam delegatem rządu być nie mogłem. Ale byłem oficjalnym radcą kilku kolejnych delegatur – wydawano odpowiednie legitymacje – spełniałem wiele misji jak, np. świadczy o tym moja korespondencja z Premierem Kazimierzem Sabbatem (obecnie we Francji żyje jeszcze dwóch b. emigracyjnych „dyplomatów”: Virydianna z Raczyńskich Reyowa i ja).

Cieszę się, że teraz wreszcie po latach staraniem dr hab. profesora Rafała Habielskiego ukażą się wspólnym nakładem IPN-u i MSZ rewelacyjne tajne raporty mego ojca, przez ćwierć wieku ambasadora Wolnej Polski w Paryżu.

Byłem wiernym przyjacielem szlachetnych pań: Marii z Mackiewiczów Kaczyńskiej oraz Izabeli z Głowackich Tomaszewskiej! Tragiczna ich śmierć była dla mnie też niesamowitym ciosem. Bardzo mi tych tak szlachetnych i wybitnych pań brak. Gdyby one żyły, na pewno sprawy dziś przeze mnie poruszane były by załatwione od lat!

*   *   *

Zobacz także: