Archiwum kategorii: Widziane z Paryża 2017

Widziane z Paryża 291/2017


Kolejne dzienniki (od 1 stycznia 2018 r.)

ZOBACZ WIĘCEJ…


Profesor Aleksander Woźny, spec w dziedzinie wywiadu, pisze mi:Ostrzeżenie Marszałka J.P. w „sprawie agentur” odnosiło się do infiltracji wywiadu Rosji Radzieckiej przeciwko wywiadom państw zachodnich, w tym Polski (w wywiadzie polskim został infiltrowany referat wschodni)”.

To sporo wyjaśnia! Oczywiste, iż Rydz i Beck zupełnie (!!!) się nie spodziewali sowieckiego ciosu w nasze plecy!!!

Piłsudski zmarł za wcześnie. Miał rację, gdy mówił: „Oni beze mnie nie dadzą sobie rady”. Ojciec mój poufnie przypuszczał – nie chciał o tym pisać – że Piłsudski grałby na zwłokę, robiłby jakieś koncesje, nienadmiernej wagi, Hitlerowi. No i Piłsudski wiedział, co warte są zachodnie sojusze. Owi sojusznicy puścili w roku 1945 nasz legalny rząd w trąbę, wszystko to dało nam tyle lat niewoli. Głównie zawinił Roosevelt – chciał, by Stalin dopomógł mu w „skończeniu z Japonią” (miał obsesję na temat Japonii!!).

De Gaulle widział, ku czemu idzie. Ale – jak mawiał memu ojcu – nic nie mógł zrobić (Anglia też była bezsilna!). A co do zbrodni katyńskiej, to naturalnie wszyscy oni znali całą prawdę!!!

Alianci nabili w butelkę też Mikołajczyka – chyba naprawdę on w pewnej chwili wierzył w demokratyczne wybory w Polsce!

Pewien czytelnik z Lille pyta mnie o stosunek obecnej polskiej opozycji do Ziuka, do Józefa Piłsudskiego, którego „niezadługo będziemy świętować w związku ze stuleciem odzyskania niepodległości. Wszak on by ich posłał na kurację w Berezie Kartuskiej!!!”.

Naprawdę nie wiem, jak ci lub inni podchodzą do Piłsudskiego, do Ziuka!!! Jak sobie z jego LEGENDĄ dadzą radę!!! Jedno pewne: środowiska nomenklatury wywodzące się z Komunistycznej Partii Polski zawsze kultywowały szczególnie ostrą nienawiść do Piłsudskiego…

Co do obozu w Berezie Kartuskiej, to uważam – i ojciec mój uważał – że był on szkodliwym absurdem. Pomysłodawcą utworzenia obozu był premier Leon Kozłowski (dziwna postać, archeolog; w czasie wojny uciekł z wojska polskiego w Rosji na niemiecką stronę (???), w niejasnych okolicznościach zmarł w Berlinie w maju 1944, o ile się nie mylę, był wujem mego przyjaciela, Krzysztofa Kozłowskiego…), a prezydent Ignacy Mościcki, tak związany ze Szwajcarią i ze szwajcarskim stylem bycia i sposobem myślenia – choć zapewne niechętnie – podpisał 17 czerwca 1934 odpowiedni dekret. Piłsudski zgodził się na stworzenie takiego obozu, będąc już dość poważnie chory i oburzony oraz poruszony zabójstwem ministra spraw wewnętrznych bardzo mu bliskiego legionisty, 39-letniego Bronisława Pierackiego…

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 290/2017

Właśnie wróciłem z porannej wyprawy do jednej z mych ulubionych kawiarń na paryskiego croissanta i czarną kawę, oraz na zakupy żywności oraz „Le Figaro” (ojciec mój zawsze dzień zaczynał od lektury „Le Figaro”…).

A dziś w dużym sklepie siedząca tam przy kasie piękna murzyneczka spytała: „Pan sam?” Tak, rzeczywiście, ostatnio kilka razy towarzyszył mi tam politolog Mariusz Kubik… Ale już wrócił do kraju. Ja też przed laty chciałem stać się naukowcem politologiem. Obiecywano mi stypendium w USA, pracę naukową pod nadzorem słynnego Jamesa Burnhama, założyciela pisma „National Review”, przyjaciela Józefa Czapskiego, który przez Józia przysłał mi swą książkę pt.: „THE COMMING DEFEAT OF THE COMMUNISM”.

Tak więc otwierała się przede mną wielka międzynarodowa kariera naukowa… Ale – jak często do tego wracam – życie me wówczas „złamał” paskudny donos: doniesiono do biura Free Europe na rue Volney w Paryżu, że w roku 1945 byłem w Kościanie „groźnym komunistą” (mając 15 czy zaczynając lat 16), i że jestem „obsesyjnym” homoseksualistą. W kilka lat później Amerykanie zatrudnili mnie, dali mi nawet po pewnym czasie w Radio Free Europe stały, wysoce odpowiedzialny etat korespondenta informacyjnego… Pytałem ich: Cóż z tym dawnym donosem?! Powiedziano mi: Czasy polowania „na czarownice” senatora Josepha Mc Carthy’ego (1908-1957) skończyły się WIELKĄ KOMPROMITACJĄ… A owym donosem nie wolno mi się zajmować – „wyszedł on – jak sporo na to wskazuje – „z tamtej strony”. To stara metoda Rosjan, jeszcze ponoć zagranie carskiej Ochrany…

Ale pora, bym zajął się tym, co usłyszałem dziś w kawiarni „Les 2 Fontaines”! (Bywam tam też czasem na niedzielnym branchu z Virydianną z hr. Raczyńskich hr. Reyową, bardzo autentyczną polską arystokratką, wdową po jednym z następców mego ojca, Xawerym hr. Reyu – przedstawicielu dyplomatycznym tu Legalnego Rządu RP na wychodźstwie w Londynie. Prowadziłem z nim tu pewne delikatne negocjacje, np. z Le Penem, który do Parlamentu Europejskiego wprowadził na swych listach Gustawa Pordeę (1916-2002), Rumuna niebudzącego niestety (ostrożnie mówiąc) naszego entuzjazmu, a ponoć (???) podającego się nawet (!!!) za konsula generalnego we Francji Rządu RP na wygnaniu!!! Cała sprawa była niegdyś dość głośna. Gazeta „Le Journal de Paris” przegrała – o ile pamiętam – w roku 1985 jakiś proces (?) z Pordeą!!! Ale przyznaję, całego tego zagadnienia za dobrze nie znam!!! Nie można do końca wykluczać, że w tę sprawę był wmieszany podający się za prezydenta RP Juliusz Nowina-Sokolnicki (1920 -2002), człowiek niezwykle ruchliwy i wpychający się gdzie się dawało; pełen tupetu i pomysłów…

Ale znowu odbiegłem od dzisiejszego ranka, od kawiarni „Les 2 Fontaines”. Dosłyszałem, że siedząca niedaleko mnie pewna babcia i ich rodzice starali się skłonić wnuków, wyraźnie studentów, do porzucenia planu udania się jutro w Sylwestra – zgodnie z tradycją: o północy na Pola Elizejskie. Ponoć radia doniosły, że prefekt policji zapowiedział wzmożone środki ostrożności, nawet (?) zaglądanie do damskich torebek, wgląd we wszelkie pakunki. Chłopcy wyraźnie się wahają!!! Myślę – sądząc po ich minie – że jednak zostaną na Sylwestra w domu (???). Babcia, najwidoczniej osoba na „wysokim poziomie” narzekała na polityków Zachodu, że do dziś nie zrobili porządku na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Nie narzucili tym krajom reżimów mocnej ręki i o sprawnej ekonomii… Przyczepiła się do – jej zdaniem – fatalnego w skutkach obalenia Kadafiego, do „idiotycznego najazdu niezbyt mądrego Busha na Irak…”

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 289/2017

Przypadkowo w mej kawiarni na Porte de St Cloud spotkany znajomy mych znajomych, student historii z Krakowa, jest zdania, że mocnym echem odbiły się w całej Polsce niedawne obchody 150-lecia urodzin Marszałka Piłsudskiego. Mądrze i politycznie zręcznie Prezydent Andrzej Duda w swym orędziu mówił o potrzebie pojednania; o tym, że winniśmy wspólnie pracować dziś na rzecz rozwoju Polski. Powiedział, że istotą naszego życia politycznego przestało być nieustanne wyniszczające starcie; czas na rzeczową debatę w gronie rodaków. Takie stawianie sprawy – twierdzi ów mój rozmówca – młodym trafia do przekonania.

Ze swej strony dodam, że w mym pojęciu bardzo wiele dla odzyskania niepodległości Polski sto lat temu w pierwszym rzędzie dokonali dwaj niezwykle wybitni ludzie: Józef Piłsudski i Roman Dmowski. Ten ostatni odegrał w tej sprawie kluczową rolę tu w Paryżu… Cały nasz naród zna dzieje Józefa Piłsudskiego; jego Legiony, jego niechęć do rozbuchanego partyjniactwa, jego zamach majowy, jego stwierdzenie: „Beze mnie oni nie dadzą dobie rady”… Może nieco mniej znany jest Roman Dmowski, który położył też kolosalne wręcz zasługi dla odzyskania przez Polskę niepodległości, a to bo w porę stanął po stronie Francji i jej aliantów; zapewnił sobie – i tym samym Polsce – mocną pozycję w kręgach kierowniczych ententy. Zapewnił też udział Polski w Konferencji Paryskiej w 1919 roku, i z ramienia Polski podpisał traktat pokojowy w Wersalu!! Tak więc w obchodach stulecia odzyskania niepodległości nie wolno (już w szczególności tu w Paryżu) umniejszyć kluczowej roli Dmowskiego.

Kończąc rozmowę, ów student z Krakowa dodaje, że Kraków jest miastem „na wskroś historycznym; krakowianie żyją historią, wiele o niej mówią i myślą!! Kraków to stolica kulturalna Polski. Duda to autentyczny Krakowianin – stąd jego „kultura zachowywania się”!

Odnotuję z kolei, iż jakiś czas temu powstał w Krakowie Pawilon Józefa Czapskiego przy Muzeum Narodowym. Idzie o pawilon bardzo godny uwagi (nagrodzony w roku 2016 w plebiscycie „Kraków Nasz Dom”). Warto ponoć ów obiekt pokazywać zagranicznym gościom. Wszak Czapski to polski artysta międzynarodowej klasy. Czy aby Francja oraz miasto Maisons-Laffitte się tym „pawilonem” interesują? Wszak Czapski długo mieszkał w Maisons-Laffitte, no i uważał Paryż za stolicę kulturalną świata.

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 288/2017

Czytelnik mi pisze: „Wielki wychowawca i nauczyciel naszego narodu, Józef Piłsudski, pilnie strzegł, by obcy nas za nos nie wodzili, nie nabijali naszego narodu w butelkę! Nawet Pański ojciec, tak – jak wiadomo – nieelegancko potraktowany przez Becka (niestety ani Piłsudski ani Beck nie umieli otaczać się ludźmi inteligentnymi) jednak wyraźnie przyznawał wielkość Marszałkowi: wszak pisał o nim: genialny szlachcic kresowy o intuicji męża stanu i temperamencie rewolucjonisty, wielkopański i rubaszny, również bliski trywialności jak i legendy. Piłsudski, dla którego Polska była jakimś wielkim Zułowem czy Piekieliszkami; że chodził po niej gderząc i dziwacząc, i kijem sękatym poganiał lub przepędzał ekonomów i parobków. Swą renesansową bujnością i litewskim uporem, szerokością swych koncepcji i małostkową mściwością, całą swą osobą i legendą przesłonił cały okres dziejów Polski… (K. Morawski, „Bilans Dwudziestolecia”. Tyle Pański ojciec, w naszym kręgu zwany Kademorem.

A teraz, gdy obcy ingerują – w sposób jednak pozbawiony jasnego do końca powodu – w polskie sprawy (czego w styczniu 1947 nie zrobili – mimo obietnic w roku 1945 danych przyjacielowi Pańskiego ojca, Mikołajczykowi, że zadbają, by weszły w życie uroczyste postanowienia konferencji jałtańskiej co do demokratycznych wyborów sejmowych w Polsce) – nasze społeczeństwo w swej chyba w dużej większości taką arogancją jest podirytowane… W starszym pokoleniu czasem pada pytanie, jak by na takie wtrącanie się w nasze sprawy zareagował PIŁSUDSKI (???)”. TYLE Z LISTU OWEGO CZYTELNIKA Z MEJ UKOCHANEJ WIELKOPOLSKI!!!

Od siebie dodam, że jasno widzę pewne niebezpieczeństwo! Syn mego Ojca – z reguły stawiam na ostrożność. Apeluję do rodaków, w pierwszym rzędzie do mającego udać się za dni kilka do Brukseli naszego Premiera, człowieka – jak słyszę – wielkiej inteligencji!!! Nie wpadnijcie w zastawioną najwyraźniej PUŁAPKĘ PYSKÓWEK I KŁÓTNI Z TYMI CZY INNYMI W BRUKSELI. Czuję, że ktoś bardzo celowo dolewa oliwy do polsko-unijnego ognia. Jasne, że Piłsudski by ostro zareagował na taką jak ta obecna ingerencję w nasze wewnętrzne, ściśle polskie – powiedziałbym nawet w pewnej mierze jeszcze pojałtańskie sprawy!!! Ale czuję też, że ktoś chce Polsce szkodzić, podrywać jej prestiż w Europie!!! Przypomnę tylko jeszcze, że 2. sierpnia 1927 (!!!) roku Piłsudski na zjeździe legionistów w Kaliszu powiedział: „W CZASIE KRYZYSU STRZEŻCIE SIĘ AGENTUR!!!”.
Kończąc tylko dodam, że w Brukseli zapewne nam pomogą ów spór przezwyciężyć i rozładować zawsze POLSCE tradycyjnie i od wieków bliscy Francuzi…

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 287/2017

Pełen oburzenia list od czytelnika! Pyta: „Jak Pan śmie tego, co uratował honor Polaków, nie poszedł na współpracę z Hitlerem, to jest ministra Józefa Becka, określać mianem durnia?! Zapewne ojciec Pański wpoił Panu jakiś wstręt do Becka. Wszak Beck Pańskiego wyrzucił z MSZ-u!

Polska była wtedy w tragicznej sytuacji! Nie było innej drogi niż ta, którą wybrał Beck. Wszak nie mogliśmy przystąpić do hitlerowskiego paktu antykominternowskiego, przy boku Niemiec walczyć z ZSRR… Stać się wasalem Hitlera!!! Państwem na pewno marionetkowym!”.

Moja odpowiedź prosta! Tak, jest prawdą, że z dniem 31 grudnia 1934 Beck pozbawił mego ojca stanowiska podsekretarza stanu w MSZ-cie – w wieku 42. lat przeniósł go na emeryturę. Jak pisze Jerzy Marek Nowakowski: „Rzecz cała odbyła się na dodatek mało elegancko, gdyż Morawskiemu na pożegnanie obniżono stopień służbowy”… Ale moja, mego ojca i kilku jego przyjaciół zła opinia o inteligencji Becka ma zgoła inne podłoże. Jak już kilkakrotnie pisałem, jeszcze jesienią 1939 docierały do mego ojca pogłoski, że Beck i jego cała „ekipa kierownicza MSZ-u do Marszałka RYDZA-ŚMIGŁEGO i do jego sztabu ma niesamowite pretensje”. Wszak Rydz obsesyjnie walczył z defetyzmem; z uporem głosił, że nasza armia jest w stanie przez długie miesiące (???) stawiać opór niemieckiemu najazdowi na Polskę, jest w stanie doczekać (obiecanej ???) ofensywy naszych zachodnich sojuszników na linię Zygfryda!

Historycy wojskowości i wywiadu (np. jakże wybitny profesor A. Woźny) winni zastanowić się, kto podsycał tę tak energiczną walkę Rydza z defetyzmem, tę absurdalną wręcz ocenę MOCY NASZEJ ARMII!!!

Gdy mowa o sprawach wyraźnie śmierdzących manipulacją obcego wywiadu, to jasne, że Beck i Rydz uważali, ba, byli pewni, że Stalin „nie uderzy nas w plecy”. Najwyraźniej ludzie Stalina b. zręcznie (!!!) wprowadzili w błąd naiwnego ambasadora Wacława Grzybowskiego (Beck fatalnie dobierał ambasadorów i ogólnie urzędników MSZ-u; wedle trudnych do sprawdzenia, lecz upartych pogłosek, wicedyrekcja wschodnia departamentu politycznego MSZ-u /???/ była też u źródła błędnej oceny planów i zagrań Stalina). Ale profesor A. Woźny na pewno lepiej ode mnie zna ten skomplikowany temat… Już w Paryżu, w swej „kawalerce” na rue de Laos (koło słynnej École Militaire), pułkownik Gano mawiał mi, że wiele naszych „pomyłek” z roku 1939 zapewne miało „podejrzane podłoże”: jasne, że wywiady sowiecki i niemiecki starały się Polaków dezinformować; że umiały zręcznie taką grę prowadzić.

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 286/2017

Polsko-austriacki jurysta pochodzenia żydowskiego uważa, że kierownictwo Unii popełniło wysoce nieodpowiedzialny błąd, udzielając Polsce owej „nagany”. Cała ta sprawa może mieć dla Unii fatalne skutki, i przyśpieszyć coraz wyraźniejsze odradzanie się w Europie prądów – z jednej strony nacjonalistycznych, a z drugiej eurofaszystowskich…

Jest on zdania, że w szeregu krajów Europy można wyczuć „rozrastanie się tego rodzaju niepokojących prądów…”. Społeczeństwa zaczynają być zdania, że „coś nie gra”, że „Bruksela” jest SZCZYTOWO NIEUDOLNA, I DO TEGO AROGANCKĄ

Rozmówcę niepokoją ewolucje nastrojów nie tylko w Austrii, lecz i w Niemczech…

Wracając do „niesamowicie nie na czasie” ingerencji Unii w polskie sprawy, to (zdaniem owego rozmówcy) cała nadzieja w tym, że Mateusz Morawiecki, obecnie NAJZDOLNIEJSZY Z PREMIERÓW KRAJÓW UNII, w styczniu sprawę w Brukseli tak czy inaczej rozładuje. Wszak chyba jasne, że przy obecnej ewolucji postaw szerokich mas Europy, obecne czepianie się Polski może mieć bardzo szkodliwe „EUROPOLITYCZNIE” skutki. W Austrii „wiadome kręgi” zacierają sobie ręce, są wyraźnie uradowane ową – jak mówią – jeszcze jedną AROGANCJĄ UNII…

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 285/2017

W tym roku nie rozsyłam wielu życzeń świątecznych i noworocznych! Ale, rzecz jasna, wszystkim mym czytelnikom, przyjaciołom i bliższym czy dalszym krewnym, a także mym WYDAWCOM, no i MYM UKOCHANYM MIASTOM: KOŚCIANOWI, MEMU ROZINNEMU POZNANIOWI, RZECZ JASNA, PARYŻOWI, KTÓRY – W ŚLAD ZA JÓZIEM CZAPSKIM – UWAŻAM ZA STOLICĘ KULTURALNĄ ŚWIATA, WRESZCIE MEMU LICEUM, NIEGYŚ ŚW. STANISŁAWA KOSTKI W KOŚCIANIE, ŻYCZĘ WIELE SZCZĘŚCIA W ROKU AD 2018!!!

Ośmielę się apelować do Jerzego ZIELONKI i do Teresy MASŁOWSKIEJ, DO PISMA „GAZETA KOŚCIAŃSKA”, DO „PANORAMY LESZCZYŃSKIEJ” I DO INSTYTUTU im. „GROTA- ROWECKIEGO, DO RADIA MERKURY – o przekazanie mych życzeń starego pisarza i dziennikarza całej mej Ukochanej Wielkopolsce…

Apeluję do Mariusza Kubika, by – jeśli to zrobić wypada – umieścił me życzenia dla WSZYSTKICH RODAKÓW NA MYM FACEBOOKU.

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 284/2017

Czego sobie życzę na nadchodzący AD 2018? Moja odpowiedź zgodna z mą tradycją rodzinną! Wszak już np. generał Franciszek Dzierżykraj- Morawski, swego czasu minister wojny, ale w pierwszym rzędzie poeta, starał się np. godzić klasyków z romantykami! A ojciec mój, zwany Kademorem, w Paryżu podkreślał, że jako dyplomata służy całemu naszemu narodowi oraz całej Polonii Francuskiej. Nieraz mi wspominał o NAPRAWDĘ OGROMNYCH szkodach, jakich narobiły naszemu narodowi nasze polskie waśnie i spory, nieraz zręcznie podsycane przez agentów obcych mocarstw! Ojciec mój, kierownik Ministerstwa Spraw Zagranicznych w obalonym zamachem majowym rządzie Witosa, źle traktowany i usunięty z MSZ-u przez Becka, potrafił jednak w pełni doceniać wielkość i inteligencję Marszałka Piłsudskiego (któremu zarzucał jedynie, że zawierzył Beckowi – jemu, a nie o wiele mądrzejszemu Księciu Januszowi Radziwiłłowi – powierzył ster polskiej polityki zagranicznej…).

Ojciec mój przez długie lata we Francji (1945-1968 ?) starał się godzić naszą jakże skłóconą emigrację polityczną. Rozładowywać napięcia, i czasem – jakże ostre (!!!) – spory…

Ja pragnę iść tą samą rodzinną drogą. Osobom mnie szkalującym, wybaczam. Jestem inwalidą tak zwanej „zimnej wojny”. Walczono ze mną i z mą rodziną metodami agresji psychologicznej, metodami wypracowanymi przez psychologów, speców od takich działań (od tak zwanej „wojny psychologicznej) w Moskwie… To owe anonimowe pogróżki i inne „zagrania” – zdaniem lekarzy – zapewne leżą u podstaw mej ciężkiej choroby serca, ale – co gorsza (!!!) – zaciążyły bardzo poważnie na zdrowiu mej ukochanej żony… Ale przyznaję, nigdy mnie nie pobito (ofiarą ciężkiego pobicia padła ma rumuńska koleżanka, a jednego z nam bliskich Bułgarów zamordowano słynnym „bułgarskim parasolem”). Gdy idzie o mnie, o plucie i ataki na mnie – ja wybaczam… Wiem, że Biuro Polityczne PZPR wściekało się, że partyjne tajemnice (przez Paryż) przenikają do Monachium. Mego znakomitego dostawcę tajnych danych, słynnego Piotra Jeglińskiego, UB ponoć (?) planowało otruć – proces jest rzekomo w toku w jednym z polskich sądów).

Tak więc robię co mogę, by rozładowywać polskie napięcia: te z kraju, i te wśród francuskiej Polonii. Jak mawiał mój ojciec: Nie jestem po stronie tych czy innych!! Jestem po stronie sprawy polskiej i przyjaźni polsko-francuskiej!! Co do mych postulatów parysko-polonijnych, to w pełni chcę podtrzymywać piękne tradycje naszego tak zasłużonego SPK, pragnę, by Dom imienia Generała Broni Władysława ANDERSA na 20, rue Legendre – Paris 17 w pełni się odrodził, by znowu działała tam duża i sprawna polska restauracja czy kantyna! Niegdyś przez lat wiele był to czołowy paryski ośrodek spotkań i dialogu rodaków…

Wielką wagę przywiązuję też do zwanej mickiewiczowską, tak aktywnej, i tak zbiorami bogatej BIBLIOTEKI POLSKIEJ na wyspie Św. Ludwika w Paryżu, do DOMU ‘KULTURY’ w Maisons-Laffitte! No i do tak skutecznie „propagującej” we Francji naszą polską SZTUKĘ: LA GALERIE ROI DORÉ!!!

Wracając do nowych fal polskich i także polonijnych sporów, to uważam je za wysoce szkodliwe! I przesadnie „rozdmuchiwane”. Przypomina mi się stare powiedzenie, być może (??) Marszałka Piłsudskiego: Nie pozwalajcie, by dolewano oliwy do ognia polskich sporów!!! Apeluję więc do jednych i drugich, zarówno do tych z kraju, jak i do tych z Polonii, o patriotyczny umiar i o rozwagę…

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 283/2017

Wpływowy dziennik LE MONDE, w numerze z datą dzisiejszą na stronie drugiej, w wielkim tytule pisze: COUP DE SEMONCE DE L’UNION EUROPEENNE CONTRE VARSOVIE… Podtytuł precyzuje, że Bruksela po raz pierwszy odwołuje się do artykulu siódmego traktatu europejskiego, artykułu dotyczącego zagadnienia naruszenia przez jakieś państwo prawa. A na stronie trzeciej dzisiejszego LE MONDE, także w dużym tytule, pismo to daje wyraz przekonaniu, że wymiar sprawiedliwości w Polsce jest teraz pod kontrolą polityczną… Ale pismo to na stronie drugiej, też w sporym tytule, donosi także, że wicepremier Węgier, Zsolt Semjén, skrytykował decyzję UE dotyczącą Polski, „decyzję – jego zdaniem – bezprecedensową i osłupiającą”!

Wiele francuskich środków masowego przekazu porusza ten problem i donosi, że 9 stycznia 2018 roku premier Polski przybędzie do Brukseli, by w tej sprawie z Unią „negocjować”… Poza tym, te lub inne francuskie środki masowego przekazu dziś poruszają problem zwycięstwa wyborzego zwolenników niepodegłości Katalonii, i są zdania, że ta sprawa też przyniesie władzom UE „sporo kłopotu”!

Co do reakcji tutejszej Polonii na działania Unii w stosunku do Polski, to zdołałem odnotować tylko dwie opinie. Wysokiej klasy polsko-paryski inteligent mówi mi: „Wszystko to wina Mazowieckiego i jego grubej kreski!”. Wtedy trzeba było polskie sądownictwo zreformować i dokonać pewnej czystki!!! A pewna bardzo niemłoda paryska Polka, mówi: „Do czego kraje Zachodu się mieszają? Przed laty nie potępiły zagarnięcia Polski przez ZSRR; milczały na temat Katynia i zbrodni komunistycznego reżimu w Polsce”. Mój argument, że teraz zupełnie inne czasy, nie trafia jej do przekonania. Mówi: „Wtedy też chodziło o problem natury moralnej; moralność jest niepodzielna. Do tego takie obecne ingerowanie Unii w polskie sprawy wewnętrzne, na pewno wielu Europejczykom, i to nie tylko Węgrom, się nie spodoba”.

Tyle na dziś…

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 282/2017

Kilku czytelników pyta o przebieg mych spotkań w Warszawie (wypowiedź słynnego historyka, profesora dra hab. Rafała Habielskiego o opracowanych przezeń, i mających w roku 2018 ukazać się w IPN-ie, „tajnych” raportach mego ojca Kajetana Dzierżykraj-Morawskiego – ambasadora legalnego rządu RP na wychodźstwie w Londynie przy Francji, dalej, film o mym ojcu – „ambasadorze Atlantydy”, i drugi film o mnie – weteranie Zimnej Wojny, korespondencie INFORMACYJNYM polskiej RWE w Paryżu, wreszcie debata ze mną – pytania do mnie)…

Otóż mgr Mariusz Kubik nagrał jedno z tych dwóch spotkań – spotkanie w słynnej warszawskiej WINOSFERZE. Można to spotkanie obejrzeć na mym (Macieja Morawskiego) FACEBOOKU. Niestety już nie nagrał ciekawego finału (świetny bufet, dobre wina), który zakończył ów wieczór w Winosferze!). W pierwszym spotkaniu, tym w IPN-ie, czołową rolę odegrał i dyskusję poprowadził błyskotliwie inteligentny i wiele wiedzący Bronek Wildstein, kawaler Orderu Orła Białego…

W WINOSFERZE, spośród wielu tam obecnych wybitnych osób, wymienię tylko dwie: mego b. szefa, b. sekretarza generalnego wówczas potężnej Międzynarodówki Młodych Chrześcijańskich Demokratów, Stanisława Gebhardta, oraz pisarza Tomka Łubieńskiego, mego kuzyna i przyjaciela, syna Kostka, posła z koła ZNAK, niegdyś jednego z ważnych informatorów RWE (tą drogą Kostek chciał uzyskiwać zmiany na lepsze w PRL-u…).

Powrót do strony głównej…

Widziane z Paryża 281/2017

Czytelnika oburza to, że w mym dzienniku z 17 grudnia br. przytaczam opinie, z których wynika, że Walery Sławek popełnił samobójstwo 2 kwietnia 1939, dobrze widząc ku czemu idzie, i czując się odpowiedzialnym za przejęcie władzy przez DURNIÓW (to jest przez Rydza i Becka). Czytelnik jest zdania, że Minister Józef Beck był człowiekiem dużej inteligencji, lecz że nie było wyjścia z tragicznej dla Polski sytuacji (nota bene ojciec mój mawiał: INNE WYJŚCIE ZAWSZE JEST…; i że DOBRY DYPLOMATA MUSI UMIEĆ GRAĆ NA ZWŁOKĘ!!!
 
Mój ojciec uważał Rydza-Śmigłego za bardzo przyzwoitego człowieka, lecz fatalnego wojskowego… A mój wuj, Witold Morawski, już w roku 1939 był zdania, że sztab Rydza to byli głupcy, zajęci obsesjonalnie walką z defetyzmem, zupełnie nierozumiejący roli czołgów, rozumujący kategoriami wojny 1914-1918!!!

Co do Becka, który ponoć (???) już w Rumunii głosił, że w błąd wprowadził go Rydz, twierdząc wiosną i latem 1939, iż na pewno przez ładnych kilka miesięcy armia polska stawi czoła agresji armii Hitlera; że opowiadania o błyskawicznym ataku czołgów to strachy na lachy.

Ojciec mój zaznaczał, że Beck – absolwent Wyższej Szkoły Wojennej, były szef naszej świetnej „dwójki”, pułkownik artylerii (!!!) – winien był sam wiedzieć, jak wielkie jest godzące w nas niemieckie zagrożenie. Do tego Beck ślepo ufał ambasadorowi Wacławowi Grzybowskiemu i jego tezie, że Stalin nie uderzy w nasze plecy, a także jego tragicznie błędnej ocenie paktu Ribbentrop-Mołotow…

Do tego Beck uważał, że wojna nie wybuchnie przed rokiem 1941 (włoski minister spraw zagranicznych, hr. Galeazzo Ciano, w tajemnicy powiedział Beckowi, iż Hitler obiecał Mussoliniemu, iż światowej wojny nie rozpęta przed rokiem 1941, by dać Italii czas się dozbroić). Cały beckowski MSZ ufał więc, „na polecenie ministra”, że do wojny jeszcze dość daleko. Tylko Jach Szembek miał co do tego pewne wątpliwości, które jednak ukrywał. Całkowicie z tezą mego ojca, że wojna „wisi na włosku”, że nasza armia nie jest do walki z pancernymi dywizjami Hitlera przygotowana, zgadzali się dwaj czołowi nasi dyplomaci: Mirosław Arciszewski i genialnie zdolny i w „czołowych” kręgach władców ówczesnego świata ustosunkowany Józef hr. POTOCKI (!!!), człowiek o wręcz niesamowitej zdolności przewidywania!!!

Kończąc, dodam, że nie wierząc w rychły wybuch wojny, opóźniano rzecz jasna kosztowne zakupy na Zachodzie, np. broni nowoczesnej i „przeciwpancernej”… A liczni spośród naszych generałów wygadywali niesamowite bzdury! Ojciec mój np. pisze (WSPÓLNA DROGA Z ROGEREM RACZYŃSKIM, Wydawnictwo Poznańskie, 1998, str. 101): „Generał Abraham, siedząc przy mnie na jakimś oficjalnym obiedzie, tłumaczył mi, że w razie wybuchu wojny, wkroczy dziesiątego dnia na czele swych ułanów do Berlina!”.

Tyle o tym na dziś. Czekam na inne uwagi czytelników.

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 280/2017

Ostatnio tutejsze środki masowego przekazu poświęcają sporo uwagi zagadnieniu stałego wdzierania się na teren Francji uchodźców z krajów Bliskiego Wschodu i z Afryki. W całym szeregu miast i miasteczek wyraźnie wzrasta liczba tych przybyszów. Są miejscowości np. podparyskie, gdzie młodzież np. arabska jednak w pewnej mierze szczególnie w godzinach wieczornych zachowuje się dość agresywnie. Znam wypadki miasteczek, gdzie starsze osoby nieco boją się po godzinie 21-szej wychodzić na ulicę. Problemy z imigracyjną młodzieżą miewają kupcy i supermarkety! Sytuacja w tej dziedzinie stale się pogarsza. Za sprawę musi się wziąć – choćby też ze względów wyborczych – Rząd Francji, no i kierownictwo Unii.

Wczorajszy numer tygodnika LE JOURNAL DU DIMANCHE stawia w wielkim, pierwszostronicowym, zdobnym jego fotografią, dotyczące tego problemu pytanie: CO PRZYGOTOWUJE PREZYDENT MACRON? Na tejże pierwszej stronie pismo w jednym z podtytułów stwierdza: WŁADZA WYKONAWCZA CHCE ZAOSTRZYĆ PRZEPISY DOTYCZĄCE UZYSKIWANIA AZYLU. A na stronie drugiej, wielki tytuł stwierdza: „Prezydent Macron i minister Collomb chcą zwiększyć ilość ekspulsji” (wyrzucania policyjnego z Francji osób nielegalnie tu przebywających). Cała ta sprawa, rzecz jasna, budzi debaty. Wielu Francuzów przeraża stałe wdzieranie się tu obcych „elementów”… Są jednak np. posłowie broniący z uporem francuskiej tradycji przygarniania uchodźców z tych czy innych krajów.

Niektórzy z mych przyjaciół są zdania, że w pierwszym rzędzie należy przyjmować dosłownie nieraz KRZYŻOWANYCH chrześcijan z Bliskiego Wschodu. Chrześcijanie łatwiej się tu asymilują, i nigdy nie dołączają się do siewców terroru, do dżihadystów.
W mym pojęciu cały ten problem wdzierania się do Europy uchodźców z Bliskiego Wschodu i z Afryki należy rozwiązać jakimś nowym Planem Marshalla dla owych krajów, zainstalowanie tam siłą (???) mocnych i sprawnych reżimów… Konieczna jest też ELEKTRYFIKACJA AFRYKI; sama ona mogłaby w owych krajach BARDZO WIELE ZMIENIĆ!!!

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 279/2017

Rozmówcy nieraz pytają mnie o opinię mego ojca na różne sprawy, między innymi o podłoże błyskawicznej klęski wrześniowej. Ojciec mój w swej książce pt. WSPÓLNA DROGA Z ROGEREM RACZYŃSKIM (Wydawnictwo Poznańskie, 1998, strona 170) pisze: „Po klęsce wrześniowej, w chwili największego rozgoryczenia, powiedział mi jeden z generałów naszych, bynajmniej nie przedwojenny opozycjonista, że koncepcje strategiczne, którymi Rydz się kierował przy ustalaniu planu obrony przed najazdem niemieckim stały na poziomie dowódcy straży granicznej, a nie Naczelnego Wodza”. Ojciec nieraz też opowiadał, że płk dypl. Witold Morawski, pośmiertnie mianowany generałem brygady, były attaché militaire w Berlinie, wracał w roku 1939 z posiedzeń Sztabu Głównego załamany i mówił : „Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, zastępca szefa tegoż sztabu bredzi: Wystarczy zakopać brony, a czołgi nie przejadą. No i cały czas mówiono o walce z defetyzmem, o przesadnych ocenach sił Niemiec, kpiono sobie z obaw starego generała broni, Leona Berbeckiego, i też Cata-Mackiewicza”.

Ojciec wspominał też, że Z DRUGIEJ RĘKI, już w Rumunii, słyszał, że Józef Beck „pluje sobie w brodę, że wierzył tezom Rydza i jego sztabowców, że przez ładnych kilka miesięcy polska armia zdoła stawić opór armii Hitlera (!), i mówił, że gdyby znał SŁABOŚĆ naszej armii grałby zgoła inaczej!!!”

Ojciec mój nie był – jak dobrze wiadomo – Piłsudczykiem, ale mawiał: „Nieszczęściem Polski był przedwczesny zgon 12 maja 1935 Józefa Piłsudskiego w wieku 68 lat. Piłsudski słusznie mawiał: Beze mnie oni nie dadzą sobie rady!. Do tego Beck i Rydz za zgodą Mościckiego po śmierci Marszałka szybko odsunęli od władzy pułkownika Sławka, człowieka wysoce ostrożnego i niegłupiego… Sławek popełnił 2 kwietnia 1939 samobójstwo, jak mawiali np. książę regent Zdzisław Lubomirski i wysoce inteligentny Janusz Radziwiłł, BARDZO jasno widząc, ku czemu idzie (!!!), czując się odpowiedzialnym „za dopuszczenie do przejęcia władzy przez durniów”…

Ojciec mój, choć – jak już podkreśliłem – nie był Piłsudczykiem, wręcz przeciwnie, cenił realizm i inteligencję tego Marszałka…

Często mój ojciec mówił o głupocie wielu mężów stanu; uważał Stalina nie za polityka, lecz za „terrorystę”, nie rozumiał, że mądry naród niemiecki nie zorientował się w porę, iż Hitler wiedzie go do niesamowitej klęski, uważał fiasko zamachu na Hitlera (lato 1944) za bolesny cios godzący w przyszłość Europy (!). Za naprawdę wielkiego męża stanu uważał de Gaulle’a! Ten miał genialne wyczucie sytuacji!!

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 277/2017

Mój dziennik dotyczący problemu dyplomacji emigracyjnej, wywołał jeszcze jedną reakcję telefoniczną! Rozmówca mocno podkreśla dużą rolę ośrodka dyplomatycznego (ja używam określenia „ambasada wolnej Polski”) kierowanego w Paryżu przez wiele lat przez mego ojca Kajetana Dzierżykraj-Morawskiego przy pomocy niezwykle ruchliwego radcy „Totusia” Parczewskiego… Rozmówca dodaje, że po przeniesieniu się Kademora do – założonego w dużej mierze przezeń i przez krąg organizacji z nim związanych – Polskiego Domu Spokojnej Starości w Lailly-en-Val, przedstawicielstwa dyplomatyczne Rządu RP na wychodźstwie w Londynie, aż do odzyskania przez Polskę wolności, nadal energicznie działały. Kierowali nimi kolejno: Władysław hr. Poniński ze swym radcą Mieczysławem Joszt de Dulmenem, następnie Xawery hr. Rey, też z np. radcą Joszt de Dulmenem, wreszcie przez ładnych kilka lat dużej klasy prawnik, Jerzy Ursyn-Niemcewicz, człowiek bardzo aktywny (jego oficjalni współpracownicy: Virydianna z hr. Raczyńskich hr. Reyowa, ja, to jest Maciej Morawski, i Rafal Joszt de Dulmen, członek Polskiej Rady Narodowej obradującej w Londynie…

Jerzy Ursyn-Niemcewicz towarzyszył prezydentowi Ryszardowi Kaczorowskiemu, gdy ten 22 grudnia 1990 udał się z Londynu do Warszawy, by prezydentowi Wałęsie przekazać insygnia władzy II RP…

Mój rozmówca stwierdza: „Nowe władze niepodległej po roku 1989 RP musiały „siłą rzeczy” pewnym szacunkiem otoczyć Ryszarda Kaczorowskiego, natomiast mimo dobrych zamiarów ministra Skubiszewskiego, i pod naciskiem eks-nomenklatury, nadal wówczas wszechmocnej w MSZ-ecie, oraz pod naciskiem tak wtedy potężnych „czerwonych salonów” zdominowanych przez środowiska tak czy inaczej wywodzące się z Komunistycznej Partii Polski, dosłownie potraktowano „per noga” DYPLOMACJĘ EMIGRACYJNĄ!!! Opowiadano bzdury o „paniczykach i dyplomatołkach”. Minimalizowano rolę ambasad przy Watykanie i w Madrycie, unikano wspominania faktu, że de Gaulle wysoko cenił Kademora, że – jak to stwierdził Jerzy Giedroyc – w kilku swych wypowiedziach de Gaulle mówił, że zawsze jest gotów przyjąć trzech Polaków: Józefa Czapskiego, Kajetana Morawskiego, i naturalnie Generała Andersa!!”

Rozmówca dodał: „Fakt, że rewelacyjne tajne raporty Kademora ukażą się dopiero teraz, jest oburzającym dowodem wpływów „czerwonego”, jego umiejętności fałszowania historii (było to nagminne za PRL-u!)”.

Rozmówca nie będzie się do tej całej sprawy mieszał. Nie ma już sił na walkę z byłą nomenklaturą i jej salonami. Wszak chodzi o „rzeczy dla każdego ewidentne”!! Dodaje tylko, iż niedawno temu czytał, że Prezydenta Dudę owo długoletnie traktowanie per noga takich spraw mocno porusza!!!??

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 276/2017

Błyskawiczna reakcja na mój wczorajszy dziennik! Czytelnik jest zdania, że długo w wolnej już RP wielce wpływowe sfery byłych dyplomatów PRL-u „torpedowały” projekty wciągnięcia do współpracy z placówkami wolnej już Polski byłych dyplomatów emigracyjnych, nadania im statusu dyplomatów honorowych RP… Popierali taką postawę zapewne nawet ludzie ze skądinąd wysoce interesującej GAZETY WYYBORCZEJ. Rzeczywiście ponoć nazywano w tej sferze lewicowych salonów „dyplomatów emigracji” – dyplomatołkami i „czarną reakcją” o „tradycjach pańskiej, obszarniczej Polski”, nazywano ich czasem także „durnymi snobiszonami”!!

A teraz z nieco innej beczki: moje własne opinie! Otóż myślę, że ważne, by odpowiednio uczcić pamięć naszych emigracyjnych placówek. Oznaczyć tablicami pamiątkowymi domy naszych tak aktywnych przedstawicielstw przy Watykanie i w pierwszym rzędzie w Madrycie, a także np. w Paryżu (174, rue de l’Université, Paris 7) oraz np. do naszego poselstwa w Bejrucie. Zastanawiam się, czy nie można pośmiertnie nadać Orderów Orła Białego ambasadorowi Józefowi Potockiemu (człowiek o wielkich wpływach, przyjaciel prezydenta Kennedy’ego, ceniony przez Generała Franco), ambasadorowi Kazimierzowi Papee, ministrowi Zygmuntowi Zawadowskiemu.

A w Paryżu żyje jeszcze 2 b. dyplomatów emigracyjnych. Oboje byliśmy mianowani przez jednego z następców mego ojca, ostatniego delegata legalnego rządu RP w Paryżu, członkami delegatury. Tak, delegat rządu RP Jerzy Ursyn Niemcewicz OFICJALNIE miał 3. współpracowników swej delegatury: Virydiannę z Raczyńskich Reyową, mnie (radca prasowy) i Rafała Gan-Ganowicza.

Gdy idzie o mnie, byłem już radcą poprzedniego delegata legalnego Rządu RP, śp. Xawerego Reya (prowadziłem z nim szereg trudnych negocjacji, np. z Jean-Marie LE PENEM, którego poseł do Parlamentu Europejskiego, Gustaw PORDEA (1916-2002 ) bezpodstawnie podawał się za konsula generalnego legalnego rządu RP…

Pordea – być może (???) miał jakieś chyba nieco dziwne powiązania… Sprawa ta była przedmiotem jakichś procesów – dziennik Le Matin de Paris – o ile się nie mylę (!!!) – został w 1986 skazany za „dyfamację Pordey (???)”. Musze więc uważać, co piszę… Śp. Pordea ma stale potężnych obrońców… Zresztą cała ta sprawa mało jasna…

Polskim „Konsulem Generalnym we Francji Pordeę mianował chyba pseudo-„prezydent” Juliusz Nowina-Sokolnicki (???).

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 275/2017

Tej nocy wróciłem pod opieką mej ukochanej córki Natalii z Warszawy. Spędziłem tam tydzień u mej stryjecznej, ulubionej bratanicy, Gabrieli… Wiele spotkań! Na przykład z mą tak liczną rodziną, w tym ze słynnym wydawcą (Editions Spotkania) Piotrem JEGLIŃSKIM (jego małżonka jest krewną mej żony). Ku mej radości, przybył z Wrocławia, by mnie spotkać mój dawny szef we władzach tak wówczas potężnej MIĘDZYNARODÓWKI MŁODYCH CHRZEŚCIJAŃSKICH DEMOKRATÓW – STANISŁAW GEBHARDT (spośród polskich emigrantów zajmował on swego czasu najwyższe stanowisko międzynarodowe!! Był Sekretarzem Generalnym owej potężnej wtedy (!!!) MIĘDZYNARODÓWKI…

Wraz z reżyserem filmowym, Piotrem Morawskim (który zapewne nakręci film historyczny o Gebhardcie), i właśnie z Gebhardtem prowadziliśmy dużej wagi rozmowy z senatorami RP, w pierwszym rzędzie o dyplomacji emigracyjnej! O tym, że Minister SKUBISZEWSKI chciał nam – byłym dyplomatom emigracyjnym – nadać „status dyplomatów honorowych przy ambasadach RP”. Projekt ten BRUTALNIE STORPEDOWALI CI LUBI INNI „CZERWONI” nienawidzący nas – jak mówili: REAKCYJNYCH NA 102 DYPLOMATOŁKÓW!!!

Co do mych innych aktywności w Warszawie, dziś wspomnę tylko o dwu spotkaniach! O wyświetlaniach znakomitych filmów Piotra Morawskiego: o mym ojcu i o mnie! Pierwszy seans miał miejsce w Sali IPN-u. Drugi we wspaniałym lokalu WINOSFERA. Jakże ceniony profesor RAFAŁ HABIELSKI w czasie tych obu spotkań mówił o mym ojcu, czyli O KADEMORZE (KAJETANIE DZIERŻKRAJ-MORAWSKIM), no i o tym, iż mąją się ukazać w IPN-ie (właśnie pod nadzorem dr hab. profesora Habielskiego) tajne raporty mego ojca, Ambasadora Wolnej Polski (1943 – koniec lat sześćdziesiątych). Owe raporty, wiele „odsłaniające”, winny były już dawno temu się ukazać, lecz storpedowali to pewni „czerwoni czy eks-ubecy”, którym publikacja tych tekstów mego ojca „nie odpowiadała…” (?).

Kończąc dodam, że widziałem w Warszawie wielu ludzi wybitnych, m.in. Jana Rościszewskiego, Jacka Taylora, Andrzeja Mietkowskiego…

Tyle od ręki na dziś.

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 274/2017

Reakcje czytelników bywają błyskawiczne! W związku z mym wczorajszym dziennikiem (dziennik 2 12), jakaś czytelniczka pyta: „Czy ONI nadal Pana prześladują”? Jedno wiem: jakiś czas temu w „mej ulubionej” kawiarni przy avenue de Versailles. Paryż 16-ty, jakiś facet nagle mocno mnie pchnął, mówiąc po polsku: TY FASZYSTO. Co miałem zrobić? Nie zareagowałem!!

Ktoś oburza się, iż zabiegałem o status weterana zimnej wojny! Może nie wie, że UB-eckie zastraszanie rozbiło (!!!) mi rodzinę (separacja ode mnie i choroba żony)… Ale na te tematy więcej pisać nie będę. Może tylko dodam, że tutejszy świetny lekarz uznał mnie za inwalidę. Ktoś (?) pisze też: „Przykro czytać, że windujecie na piedestał niejakiego Wildsteina”. Zarzuca mi też ktoś (?), że sprzedałem DOM SPK w Lille, podczas gdy sprawy nie znam, nikt mnie nie pytał o zdanie…

Ktoś przysłał mi moje zdjęcie w kuli maltańskiej z napisem: „Jestem świętym na 100 % , jestem braciszkiem, uśmiech mam cacy… Czy może być lepiej? Nie patrzę prosto w oczy, ale to przecież jest „mądrość”. Rozwiązuję rebus: IPN BU 01753-171 – kto to jest? Na pewno go rozwiążę, Boruch W. z pewnością mi pomoże”.

Wahałem się, czy tę sprawę poruszyć. Nie chciałbym zaszkodzić autorowi tych anonimów!!!… Ale cóż – jak uczył mnie mój przyjaciel, dyrektor i nauczyciel gdy szło o pracę informacyjną i przeciąganie ludzi na nasza stronę, Jan NOWAK – „Ujawniać fakty, to Twój święty dziennikarski obowiązek”. (Informacje o mej współpracy z „Kościanem – AK-owską Wyspą na Morzu Czerwonym” – książka słynnego REGIONALISTY, JERZEGO ZIELONKI pod takim tytułem ma się za jakiś czas ukazać – można znaleźć w znakomitej pracy Teresy MASŁOWSKIEJ o mnie pt. ŁĄCZNIK Z PARYŻA. RZECZ O WETERANIE ZIMNEJ WOJNY…). Owe sprawy kościańskie – miałem wówczas 15 lat – na wskroś zna też tak ceniony historyk, dr hab. profesor Waldemar Handke!

Ostatnia sprawa: w odpowiedzi na pytanie, precyzuję, że już od lat – od 14 kwietnia 2004 roku – IPN uznał mnie za osobę pokrzywdzoną.

Tyle na dziś. Patrz też wczorajszy dziennik – jak to wynika ponoć z UB-eckiego donosu – nie stałem się współpracownikiem Jamesa Burnhama i doktorem politologii…

Powrót do strony głównej…

Widziane z Paryża 273/2017

Rozmówca pyta: „Czy nienawidzi Pan SB-eków, którzy swą ulubioną bronią, pogróżkami, anonimami i insynuacjami tak zaciążyli na Pańskim (ciężka choroba serca) i Pana Żony życiu (u żony – zaburzenia nerwowe???)”?

Moja odpowiedź prosta! Na sto procent wszystko wszystkim wybaczam. Propaganda „czerwonego” była jednak nieźle robiona. Mogła wielu omamić! SB-ecy myśleli, nieraz na serio, że służą Polsce! Na początku, po roku 1990, konieczne było grzebanie się w nocnikach historii. Do tego jestem kawalerem tak szlachetnego Zakonu Maltańskiego (od roku 1977), i wychowankiem tak związanego z mą rodziną Zakonu Jezuitów!!! WIEM ŚWIETNIE, ŻE CHRYSTUS NAKAZAŁ NAM PRZEBACZAĆ!!!

Z kolei tenże rozmówca stawia drugie pytanie: „A jaki jest Pana stosunek do ludzi, który oczerniali Pana w reżymowej prasie, np. do MARKA PIWOWSKIEGO”?!

W pełni wybaczam im!!! Co do Piwowskiego, to wysoko trzeba cenić jego talent reżysera i scenarzysty. Zapraszam go publicznie na PRZYJACIELSKIE spotkanie ze mną.

Co do donosów SB, to jednak zaciążyły one na mym losie!!! W roku szkolnym 1953-1954 byłem w Strasburgu studentem KOLEGIUM WOLNEJ EUROPY. Napisałem pracę naukową o stachanowszczyźnie w Polsce. Uniwersytet Strasburski – Wyższa Szkoła Nauk Europejskich ją wyróżniła. Nasi Amerykanie zamierzali mnie skierować do USA na studia politologiczne (do Jamesa Burnhama), ale po kilku tygodniach „sprawa upadła”. Do Kolegium Wolnej Europy nadszedł donos, że w 1945 roku byłem w Kościanie groźnym komunistą (miałem w Kościanie wówczas 15 lat !!!), i że jestem HOMOSEKSUALISTĄ! W kilka lat później, gdy WE (Wolna Europa – przyp. Red.) brała mnie do stałej pracy, spytałem angażującego mnie Amerykanina: „Jak to możliwe, wszak uprzednio mieliście ów donos na mnie”?!!! Amerykanin odpowiedział: ‚Sprawę znamy na skroś. To był donos inspirowany przez UB. Ale proszę tego tematu nie poruszać – pewne śledztwa są jeszcze w toku”.

JEDNO PEWNE: TEN DONOS SPOWODOWAŁ, ŻE NIE ZOSTAŁEM DOKTOREM – WYKŁADOWCĄ POLITOLOGII!!! A WIĘC POWAŻNIE ZACIĄŻYŁ NA MYM LOSIE!

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 272/2017

Rozmówca pyta: „Jakie były Twej Matki i Twoje, piętnastolatka, postawy polityczne w roku 1945”?

Sprawa prosta. Matka moja nie mogła oczywiście przeboleć śmierci w powstaniu mej siostry Magdy, poległej gdy niosła – będąc wówczas jego łączniczką – jakiś rozkaz (?) dla Radosława, szefa KEDYW-u (poprzednio była w wywiadzie AK, jeździła w tajnych misjach do Niemiec…). Śmierć Magdy i – jak mawiała ma matka – „całego jej pokolenia”, zaowocowała hasłem RATOWAĆ BYT BIOLOGICZNY NARODU… (Pamiętam już w późniejszych latach czterdziestych paryską rozmowę mej matki z generałem Borem Komorowskim, będącym tu w Paryżu z wizytą, wówczas premierem rządu „londyńskiego” RP. Matka pytała: „Jak mogliście do powstania dopuścić”? Generał Bór na to: „Ależ Marysiu, młodzież pchała się do walki”! Matka moja na to: „Co z Was za dowódcy, by ulegać pchającej się do walki młodzieży”?!!! – Tyle tylko, jak przez mgłę (!!!), z tej rozmowy sobie przypominam!

W roku 1945 wiele osób ucieszył powrót Mikołajczyka i powstanie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej… Trzeba wiedzieć, że sporo osób wtedy „uznawało” ten rząd za naprawdę polski!

Ja wraz z matką, mym kuzynem Jasiem Kicińskim, który chciał prowadzić walkę zbrojną z komuną (było i sporo takich). wylądowaliśmy” w powiecie kościańskim. Ja dokładnie w liceum w Kościanie… Jak to określa słynny regionalista redaktor Jerzy Zielonka, KOŚCIAN BYŁ WÓWCZAS (do połowy roku 1948) AK-OWSKĄ WYSPĄ NA MORZU CZERWONYM!!! Starostą powiatowym został Karol Fischbach (orientacji narodowej); pierwszym sekretarzem KP PPR, Stefan Bech, b. AK-owiec; sekretarzem powiatowym PPS, Edward Boryczko, także b. AK-owiec. (Patrz rewelacyjna książka jakże wybitnej Teresy Masłowskiej o mnie, pt. „Łącznik z Paryża. Rzecz o weteranie „zimnej wojny””).

Rzecz jasna wówczas zabiegaliśmy o powrót do kraju mego ojca. Jak przez mgłę pamiętam długie rozmowy na ten temat mej matki z Henrykową Strasburgerową, będącą przejazdem w Poznaniu żoną „warszawskiego” ambasadora Polski w Londynie. Ojcu w kraju wysokie stanowisko w urzędzie odbudowy wybrzeża proponował np. jego przedwojenny szef Eugeniusz Kwiatkowski… Ale ojciec uważał, że Stalin lada chwila zaciśnie pasa, spotęguje terror… I – jak się okazało w połowie roku 1948 – ojciec miał całkowitą rację, rozumiał krwawą mentalność i metodę stałego zwiększania „zamordyzmu” stosowaną przez Stalina. Gdy 4 bodaj listopada 1946 roku zjawiłem się z moją Matką w Paryżu, powiedziałem ojcu: „Skończę we Francji studia, i wracam do Polski„. Ojciec odpowiadał: „Zrobisz, co zechcesz, ale boję się, że do tego czasu w Polsce wzmocni się stalinowski terror”. I cóż, stało się to, co ojciec mądrze przewidział!!! Mawiał: „STALIN TO NIE POLITYK, ON WIERZY TYLKO W TERROR!”

W połowie 1948 roku zaczęły do mej matki i do mnie napływać przesłania z Polski – od rodziny, ale także od ludzi bliskich władzy, np. od ministra Michała Kaczorowskiego czy od Doroty Kłuszyńskiej: „Nie wracać” Matka moja dostała depresji. Mówiła, że nie może żyć poza Polską. Ja przyznałem, iż to mój ojciec miał rację. Opieka intelektualna Józefa Czapskiego pozwoliła mi zwalczyć tęsknotę za – niestety ujętą w więzy terroru stalinowskiego – Polską. Czapski pomógł poznać i pokochać tak Polsce przyjazną Francję!!

Nieco wcześniej w Paryżu nas jeszcze zdążyła odwiedzić ma ukochana ciotka Julia z Lubomirskich Tadeuszowa Morawska. Przyjechała zabiegać o jakieś majątki, jakie miała w Egipcie. Ale w czasie jej pobytu tutaj, w Egipcie wybuchła rewolucja, i nic z majątków…

Pewien rozmówca pyta, jakie prawo pobytu miałem wtedy we Francji. Otóż przez sympatię dla ojca, „najbardziej profrancuskiego z ambasadorów”, francuski MSZ aż do pełnoletności (okres czterech lat) wydał mi kartę dyplomatyczną!!!

Powrót do strony głównej…



Widziane z Paryża 271/2017

Śpieszę powiadomić moich czytelników, że w najbliszych dniach mogą pojawić się przerwy w moich dziennikach (podróże). Dbam o to, by pisać co dzień, narzucam sobie w tej dziedzinie „żelazną dyscyplinę”… Już od ładnych kilku lat dzień w dzień prowadzę ten dzienniki! Żałuję, iż nie zrobiłem tego o wiele, wiele wcześniej. Co prawda gdy byłem – jak to „czerwoni” określali – „szpionem” Radia Wolna Europa, musiałem BARDZO uważać, co zapisuję. Wszak rzecz jasna podstawową zasadą mej pracy było chronić mych informatorów – tych, którzy dostaczali mi informacji o tym, co się w PRL-u naprawdę dzieje, np. o walkach frakcyjnych i kłótniach w PZPR (mój szef Jan Nowak wysoko cenił te właśnie infornacje, i to także wtedy, gdy rezydował już w USA).

Tak więc gdybym już wtedy pisał ten dziennik, musiałbym wiele pomijać… Takie były czasy. Wiedzieliśmy, że czerwoni starają się nas szpiegować. Tylko dzięki pomocy całej grupy przyjaciół mogłem, bardzo dyskretnie, spotykać przyjezdnych z Polski. Na przykład czasem spotykałem w Centre du Dialogue paryskich księży Pallotynów ludzi bardzo godnych uwagi,, ważnych Polaków z kraju.. Wiedzieliśmy znakomicie, że „czerwony” robi, co może, by nas i nasze kontakty rozszyfrowywać. A ja nieraz właśnie dyskretnie u Pallotynów, w ich sporym paryskim Domu widywałem tych lub innych ludzi z kraju – czy to w prywatnym mieszkanku księdza Floriana Kniotka, czy w biurze redaktor wydawnictw pallotyńskich, uczynnej Danuty Szumskiej. Raz, gdy prowadziłem Jana Nowaka-Jeziorańskiego na poufne spotkanie do Domu Pallotynów, jakiś facet o polskim wyglądzie sfotografował nas. Ale nie mógł za nami wejść do domu, a dom liczył kilkadziesiąt pokoi.

Cały ten okres CIĘŻKICH NAPIĘĆ odbił się na mym zdrowiu – choroba serca – i jeszcze bardziej na zdrowiu psychicznym mej żony. IPN uznał mnie za osobę pokrzywdzoną!!!

Powrót do strony głównej…