Widziane z Paryża 108/2018

Czytelnik zarzuca mi, że „w niedawnych dziennikach nie dokończyłem dziejów mej pracy w RWE”. Choć w gruncie rzeczy chodzi o fakty, które od lat już nieraz poruszałem, to owemu czytelnikowi odpowiem! Cieszy mnie bowiem zawsze zainteresowanie mymi losami i mą walką o Wolną Polskę! Otóż po zmianach zaszłych w RFE w roku chyba 1971 zlikwidowano niezależną służbę zdobywania, np. od przyjezdnych z krajów „Wschodu” – zatajanych przez czerwone reżimy informacji. Jak mi się zdaje, właśnie wtedy zamknięto ową specjalną prasową służbę informacyjną przy RFE News Departement (ale na pewno całą tę sprawę lepiej ode mnie zna mój dawny szef i zaufany przyjaciel, dyrektor Lechosław Gawlikowski, wysoce zasłużony naukowy znawca historii RWE. Jedno wiem: gdy przeniesiono mnie na etat Rozgłośni Polskiej RWE, Jan Nowak-Jeziorański z miejsca posiedział: nadal ma pan zdobywać zatajane przez reżim informacje – to dla naszego radia kluczowe, to – jak wykazują ankiety, szczególnie interesuje słuchaczy w Polsce! A ma pan dobre kontakty i umie zdobywać czy kupować ważne j z PRL… Dodam, że gdy Nowak opuścił Monachium i po pewnym czasie zamieszkał w Waszyngtonie, na polecenie Zygmunta Michałowskiego (wydane, jak Zygmunt mi powiedział, za zgodą kierownictwa RFE), mu (to jest Nowakowi) posyłałem kopie mych tajnych raportów o stanie rzeczy w PRL. Nowak zapewniał mnie, że te raporty budzą zainteresowanie na wysokim szczeblu władz USA.

Ze swej strony Nowak czasem „podrzucał mi” tych lub innych informatorów. Tak więc np. przez kilka lat przepisywałem „dla Monachium i dla Nowaka” rewelacyjne nieraz materiały dostarczane mi przez Piotra Jeglińskiego (Nowak w listach do mnie określał go mianem: „ten młody człowiek”).

SB-cja niewątpliwie wiedziała, że przesyłam do Monachium nieraz wielkiej wagi dane np. o walkach frakcyjnych w PZPR., itd., itd. Stąd próby zastraszania mnie i – niestety – także mojej żony… Były też próby kupienia mnie. Już nie bardzo pamiętam kiedy, ale gdzieś w latach osiemdziesiątych pewien wybitny pisarz i działacz katolicki, pracujący – jak mymi kanałami wiedziałem „na dwie strony”, namawiał mnie, bym rzucił RWE i objął redakcję naczelną pewnego wydawanego (krótko) na Zachodzie tygodnika mającego (co za bzdurny i naiwny pomysł!) konkurować z paryską „Kulturą”. Ów proponujący mi to facet obiecywał mi jakąś wysoką pensję… Naturalnie wyśmiałem tę dziwną propozycję! Do końca takiego zagrania, takiej gadki nie rozumiałem?… Może to tylko jakaś próba, a może dowcip. Choć spece mi swego czasu mówili, że jednak trzeba sprawę brać na serio. TYLE NA DZIŚ!

*   *   *

Zobacz także: